Forum www.paranormalromance.fora.pl Strona Główna

Hot scenki wyrwane z książek.
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.paranormalromance.fora.pl Strona Główna -> Paranormal Romance Cytaty
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 11:49, 09 Lip 2010    Temat postu: Hot scenki wyrwane z książek.

które hot scenki z książek spodobały wam sie najbardzie Laughing

Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 11:49, 09 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Pią 11:53, 09 Lip 2010    Temat postu:

Kiedy wreszcie zdołała się odezwać, jej głos był chrapliwy, urywany.
- Musiałeś to zrobić?
Znów to przenikliwe spojrzenie.
- O tak.
Pochylił się nad nią, przesunął wargami po jej policzkach, podbródku, czyi. Westchnęła, a on zamknął to westchnienie w palącym pocałunku, wpychając język między jej rozwarte wargi. Przyjęła go, czując równocześnie, jak jego ręka wędruje na jej plecy, wślizguje się pod jej koszulkę. Pogładził jej nagą skórę, czule muskając kręgosłup. Powoli przesuwał rękę niżej, aż dotknął brzegu spodni. Objął dłonią wypukłość jej pośladka, ściskając mocno. Be oporu poddawała się coraz mocniejszym pocałunkom, pozwalała przyciągać się coraz bliżej, aż trafiła biodrem na twarde mięśnie jego uda.
Co ona wyrabia? Do diabła, powinna się opierać!
- Nie – zaprotestowała nagle, usiłując być rozsądna. – Nie, zaczekaj. Przestań. – Boże, jakże nienawidziła w tej chwili dźwięku własnego głosu! – Czy ty… Och, Lucan…Czy ty jesteś z kimś?
- Rozejrzyj się Gabrielle – powiedział, nie odrywając warg od jej warg, co sprawiło, że aż osłabła z pożądania. – Jesteśmy tu sami.
- Chodzi mi o dziewczynę – wyrzuciła z siebie pomiędzy pocałunkami. Trochę już było za późno na takie pytania, ale musiała wiedzieć. Choć wcale nie była pewna, jak sobie poradzi z odpowiedzią, jeśli nie będzie po jej myśli. – Masz narzeczoną? Jesteś żonaty? Proszę, tylko mi nie mów, że jesteś!
- Nie ma nikogo innego.
Prócz ciebie.
Była niemal pewna, że nie wypowiedział na głos tych dwóch ostatnich słów, że usłyszała je bezpośrednio w myślach. Były tak ciepłe i prowokacyjne, że pozbawiły ją resztek oporu.
Och, dobry był. A może winne było jej pożądanie? Bo przecież nie dał jej nic prócz tej oszczędnej, pozbawionej ozdób dekoracji – i tych rąk na skórze, i gorących, głodnych ust. Uwierzyła mu bez zastrzeżeń. Miała wrażenie, że jest skupiony wyłącznie na niej, jakby na całym świecie były tylko ona i ta rzecz, która zrodziła się między nimi.
Która powstała w chwili, kiedy po raz pierwszy zjawił się na progu jej domu.
- Och – jęknęła, powoli wypuszczając powietrze z płuc. Oparła się o niego ciężko, napawając się delikatnym dotykiem jego rąk na swej szyi, plecach, ramionach. – Lucan, co my robimy?
Zamruczał prosto w jej ucho, głosem głębokim jak noc.
- Myślę, że wiesz.
- Nie, nie wiem. Nie wtedy, kiedy robisz… tak. O Boże…
Na chwilę przestał ją całować, zajrzał jej w oczy, a potem przysunął się do niej, powoli i znacząco. Poczuła na brzuchu jego twardy członek. Nawet przez ubranie wyczuwała, jaki jest długi, wielki i silny. Na samą myśl o przyjęciu go w siebie poczuła gorącą wilgoć między udami.
- Po to tu dziś przyszedłem – szepnął jej w ucho. – Rozumiesz Gabrielle? Pragnę cię.
Było to uczucie w pełni odwzajemnione. Gabrielle zajęczała cicho, jej ciało przylgnęło do jego ciała z zapałem, którego nie była w stanie kontrolować.
To się nie dzieje naprawdę..To kolejny zwariowany sen, taki jak ten po ich pierwszym spotkaniu. Nie stoi w kuchni z Lucanem Thorne’em, nie pozwala się uwodzić mężczyźnie, którego wcale nie zna. To sen – to musi być sen. Już za chwilę obudzi się na kanapie, jak zwykle sama i okaże się, że wylała wino na dywan, a manicotti spaliło się na węgiel w piekarniku.
Ale jeszcze nie teraz.
O Boże, proszę… jeszcze nie.
Jego dotyk, pieszczota jego języka, to było lepsze niż sen, nawet ten wspaniały sen o nim.
- Powiedz, że też tego chcesz – szepnął.
- Chcę.
Poczuła między ich ciałami jego rękę, czuła jak niecierpliwie szarpie ubranie. Jego oddech był taki gorący na jej szyi.
- Dotknij go, Gabrielle. Chcę, żebyś wiedziała, jak bardzo cię pragnę.
Położył jej dłoń na swoim sztywnym członku, uwolnionym z więzienia spodni. Zacisnęła palce na jego organie, pogładziła jego jedwabistą skórę. Penis był równie wielki jak wszystko w tym mężczyźnie, pełen brutalnej siły, a równocześnie taki gładki. To, jak zaciążył w jej dłoni, oszołomiło ją jak narkotyk. Zacisnęła mocniej rękę i pociągnęła, jej palce ześliznęły się na wydatną żołądź.
Pod wpływem jej dotyku ciało Lucana spięło się gwałtownie. Czuła, jak drżą mu lekko ręce, kiedy zaczął rozwiązywać troczki jej spodni. Szarpnął niecierpliwie supełek, czuła we włosach jego gorący oddech, kiedy mruczał coś w obcym języku. Wreszcie jej nagi brzuch owiało chłodne powietrze, ale chłód natychmiast zastąpił żar dłoni Lucana, wsuwającego się w jej figi.
Była już mokra, płonęła z pożądania, miała wrażenie, że zaraz eksploduje.
Jego palce przedarły się przez słabą barierę włosów łonowych, wsunęły się między jej wilgotne wargi, drażniąc dotykiem, wywołując rozkoszny ból. Krzyknęła z obezwładniającej rozkoszy.
- Też cię pragnę – wyjęczała, nie próbując kryć żądzy. W odpowiedzi włożył w nią jeden palec, potem drugi. Wiła się, próbowała wyczuć go w sobie i nie mogła. – więcej – jęknęła. – Proszę… chcę więcej…
Wydał niski jęk, po czym uwięził jej usta w kolejnym głodnym pocałunku. Niecierpliwym szarpnięciem rozebrał ją ze spodni, rozdarł cienką koronkę majtek. Przez chwilę czuła chłód na obnażonej skórze, póki nie padł przed nią na kolana. Wówczas, nim choćby zdążyła zaczerpnąć tchu, ogarnął ją ogień. Pieścił ją językiem, rozsunął szerzej jej uda. Dotarł do wilgotnych, obrzmiałych warg sromowych. Miała wrażenie, że je pożera. Pod jego dotykiem obiła się miękka jak wosk.
Orgazm przyszedł nagle, silniejszy niż się spodziewała. Lucan przytrzymał ją mocno, ale nie cofnął ust, smakował jej spazmatycznie drżące ciało. Dyszała ciężko, kiedy po pierwszym orgazmie natychmiast przyszedł drugi. Zamknęła oczy i odrzuciła głowę w tył, poddając się zupełnie szaleństwu tego niespodziewanego spotkania. Wbiła paznokcie w ramiona Lucana, miała wrażenie, że nogi nie są w stanie jej utrzymać…
Znów ogarnął ją orgazm. Kochanek przytrzymał ją mocno, kiedy wznosiła się na szczyt, a potem spadała, spadała i spadała…
Nie, nieprawda. Nie spadała, tylko została uniesiona w górę, uświadomiła to sobie mimo seksualnego oszołomienia. Lucan podniósł ją, jedną ręką obejmował jej plecy, a drugą podtrzymywał kolana. Był teraz nagi i ona również, choć nie pamiętała jak o się stało. Objęła go za szyję, a on zaniósł ją do salonu, gdzie nadal śpiewała cicho Sarah McLachlan. Coś o objęciach i pocałunkach do utraty tchu.
Lucan położył ją na kanapie i pochylił się nad nią. Czuła pod plecami miękkie obicie poduszek. Dopiero teraz widziała go naprawdę. Był piękny, wspaniały. Prawie dwa metry wzrostu, umięśnione ciało, silne ramiona.
Jego skóra była pokryta niesamowitym wzorem skomplikowanych tatuaży. Splątane linie i przeplatające się geometryczne figury pokrywały jego pierś i umięśniony brzuch, zachodziły aż na szerokie ramiona. Trudno było określić ich kolor, wahał się od morskiej zieleni, przez sjenę, po ciemną czerwień wina, która zdawała się wręcz pulsować życiem. Im dłużej patrzyła na tatuaże, tym głębsze wydawały się jej kolory.
Kiedy pochylił głowę nad jej piersiami, zobaczyła wzór na jego plecach, który zachodził na kark i niknął we włosach. Pamiętała, że kiedy widzieli się po raz pierwszy, miała ochotę przesunąć po nim palcem. Zrobiła to teraz, pozwoliła, by jej dłonie wędrowały po jego ciele, dotykając niezwykłego dzieła sztuki, jakie uczynił ze swojego ciała.
- Pocałuj mnie – błagała, zaciskając dłonie na pokrytych tatuażami plecach.
Uniósł się nad nią, a ona poderwała wysoko biodra, nie mogąc się doczekać, kiedy wreszcie poczuje go w sobie. Był twardy jak stal, jego członek wręcz parzył jej uda. Zaczęła go gładzić i kierować.
- Weź mnie – szeptała. – Chcę cie poczuć w sobie. Teraz. Proszę.
Nie pozostał głuchy na jej prośby.
Główka jego członka pulsowała natarczywie u wejścia do jej ciała. Uświadomiła sobie niejasno, że Lucan drży pod jej dotykiem, jakby przez cały czas się wstrzymywał i teraz tylko krok dzielił go od wybuchu. Chciała, żeby się poddał, tak jak ona. Chciała, żeby w nią wszedł, miała wrażenie, że umrze, jeśli tego nie zrobi. Zajęczał głośno, prosto w czułe zagłębienie na jej szyi.
- Zrób to – nalegała. Zachęcała go, wijąc się pod nim, by jego członek znalazł się dokładnie w bramie jej ciała. – Nie próbuj być delikatny. Nie jestem ze szkła.
Uniósł głowę i przez moment patrzył jej prosto w oczy. Zaskoczył ją nieopanowany ogień ukryty w tym spojrzeniu. Jego oczy niemal płonęły, to były dwa dyski z najjaśniejszego srebra, niemal pozbawione źrenic, wwiercające się w nią z nieludzką intensywnością. Miała wrażenie, że rysy jego twarzy wyostrzyły się, skóra napięła się na wystających kościach policzkowych i silnie zarysowanym podbródku.
Dziwne w jaki sposób światło potrafi zmienić twarz…
Ledwie ta myśl powstała w jej umyśle, wszystkie światła w salonie zgasły równocześnie. Zdumiało ją to, ale akurat wtedy Lucan w nią wszedł, głęboko, bezwzględnie. Nie zdołała stłumić jęku rozkoszy, który wyrwał się z głębin jej ciała.
- O Boże – niemal zaszlochała, przyjmując go w siebie całego. – Jesteś cudowny.
Opuścił głowę na jej ramię i z jękiem cofnął się nieco, a potem pchnął znowu, jeszcze głębiej niż za pierwszym razem. Gabrielle objęła mocno jego spocone plecy, przyciągnęła go do siebie i wysunęła biodra na jego spotkanie. Przeklął pod nosem, a był to mroczny, dziki dźwięk. Czuła jak jego członek porusza się w niej, miała wrażenie, że z każdym ruchem jego bioder, staje się coraz większy.
- Muszę cię zerżnąć, Gabrielle. Czułem, że muszę to zrobić, odkąd cie zobaczyłem.
To brutalne słowa – bezwzględnie szczere wyznanie, że pragnął jej równie mocno jak ona jego – tylko ją rozpaliły. Wplotła palce w jego włosy, zaczęła krzyczeć z rozkoszy, kiedy zwiększył tempo. Pracował miarowo jak tłok między jej udami. Czuła, jak wzbiera w niej kolejny orgazm.
- Mógłbym się z tobą rżnąć przez całą noc – jęknął, jego oddech parzył jej szyję. – Chyba nie dam rady przestać.
- Nie przestawaj. O Boże… Nie przestawaj.
Obejmowała go z całych sił, kołysząc się razem z nim. Nie mogła zrobić nic więcej. Nagle z jej gardła wyrwało się niemal zwierzęce wycie i poczuła, że dochodzi…
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Pią 14:08, 09 Lip 2010    Temat postu:

Przymknął oczy i zaczął przesuwać twarzą wzdłuŜ jej policzka. Uśmiechnęła się - to było takie wilcze. Oznaczał ją, mieszał ich zapachy. I szczerze mówiąc - ona chciała mieć na skórze jego woń. Tak ciepłą i
męską. Czysta esencja Fury'ego. Cofnął się o krok i ściągnął jej przez głowę koszulkę. Oczy my zalśniły, gdy przeniósł dłonie na jej biustonosz. Zaczął ją delikatnie masować przez materiał. Uśmiechnęła się lekko, widząc jego wahanie i ostrożność.
- One cię nie ugryzą.
Powolny uśmieszek wykrzywił jego usta.
- One nie, ale ich właścicielka mogłaby.
Śmiejąc się, lekko pogłaskała go po brodzie, po czym sięgnęła za siebie, do zapięcia stanika. Fury wciągnął powietrze, gdy część bielizny zsunęła się na podłogę. Niewielkie i kształtne, jej piesi były najpiękniejszymi rzeczami, jakie w życiu widział. Krew szumiała mu w uszach, gdy pochylił głowę, by poznać ich smak. Lia zadrżała, czując jak jego język igra z jej sutkami. Przygryzał je i lizał, i doprowadził ją momentalnie do orgazmu. Płacząc cicho, poczuła jak miękną jej nogi. W tym samym momencie Fury złapał ją w ramiona i delikatnie zaniósł do łóżka.
* * *
- Jak to zrobiłeś? - spytała bez tchu. - Nawet nie wiedziała, że takie coś jest możliwe.
Roześmiał się z głębi piersi - dudniący, pierwotny dźwięk. Pochylił głowę niŜej, muskając jej piersi kosmykami włosów, a palcami manipulował przy zamku jej dżinsów.
- Jestem wilkiem, Lia. Lizanie i smakowanie jest naszą grą wstępną - Zsunął z nią za jednym zamachem spodnie i majteczki, po drodze pozbywając się teŜ jej skarpetek i butów. Serce waliło jej, gdy leżała czekając na jego powrót. On zerwał z siebie koszulę, ukazując jej oczom doskonały tułów, poznaczony bliznami i siniakami. Uniosła lekko głowę.
- Czemu się wahasz?
- Nie waham się.
- Ależ tak, robisz to. Mogę być wilkiem, ale wiem, co Arkadyjskie wilczyce robią, gdy biorą sobie pierwszy raz kochanka. Czy ty odrzucasz mnie?
- Nigdy - odpowiedziała z naciskiem.
- To dlaczego mnie nie oczekujesz?
- Cały czas się boję, Ŝe cię urażę. Nie wiem, co w takiej chwili robią Katagaryjczycy. Powinnam się odwrócić do ciebie tyłem?
Gniew zalśnił w jego spojrzeniu.
- Chcesz zostać pokryta przez zwierzę, czy być kochana przez mężczyznę?
Westchnęła sfrustrowana. Cokolwiek by nie zrobiła - budziła jego gniew.
- Chcę być z Furym i zostać jego kochanką.
Mężczyzna przez chwilę degustował te słowa.
- To okaż mi to, jakby to zrobiła kochanka.
* * *
Jej uśmiech rozgrzewał go, a jeszcze bardziej ona sama - gdy rozsunęła szeroko uda. Przesunął po niej spojrzeniem, pozwalając sobie zatrzymać się wzrokiem na fałdkach jej kobiecości. Widział, Ŝe jest już dla niego mokra. Gotowa i chętna. Arkadyjski zwyczaj nakazywał, by połączyli się w ten sposób. Wtedy partnerzy widzieli się nawzajem, gdy smakowali się wzajemnie. Ale to nie było to, czego on chciał. Zdejmują spodnie, wszedł do łóŜka, kładąc się między jej nogi. Angelia drzała, czekając na niego. Myślała, że połączy się z nią jednym silnym pchnięciem. Zamiast tego zanurzył palce w jej wilgoci, po czym zlizał ją leniwie. Potem, nie odrywając od niej spojrzenia, pochylił głowę i zanurzył język w sercu jej kobiecości.
Wygięła ciało i jęczała, czując się nieziemsko. Jego język wirował wokół
niej, wnikał głęboko w ciało. Czuła coraz silniejsze fale intensywnej przyjemności, bała się, Ŝe zaraz eksploduje. Nie mogła już wytrzymać,
zacisnęła dłoń w jego włosach, gdy on zepchnął ją z krawędzi, prosto w morze spełnienia. Nie odrywał się od niej, póki spomiędzy jej ust nie wyrwał się kolejny okrzyk zaspokojenia, a z oczu trysnęły łzy. Fury dyszał z bólu niezaspokojenia. Jego penis coraz intensywniej domagał się swojej porcji pieszczot. Jednak jego rodzaj uwaŜał, Ŝe po stosunku, trzeba zostawić kobietę w pełni zaspokojoną. Inaczej ona będzie szukała innych kochanków, którzy ją zadowolą. ChociaŜ miał niewiele kochanek, żadna nie narzekała na seks z nim. A nawet, gdy później były z innymi męŜczyznami, jemu to nie przeszkadzało. Jednak miał szczery zamiar być pierwszym i jedynym kochankiem Angelii.
Usiadł na łóżku i wyciągnął do niej ręce.
Ona chwyciła je i zmarszczyła brwi.
- Coś się stało?
Podnosił ją delikatnie, aż nie usiadła na łożu.
- Nie. Chciałaś wiedzieć jak wilki biorą swoje partnerki... - Pociągnął ją w stronę nóg łóżka, gdzie połoŜył jej dłonie na mosiężnym słupku. Lia nie była w pełni przekonana do jego pomysłu.
- Co robisz?
Pocałował ją namiętnie, po czym wskazał jej ruchem głowy kredens.
- Spójrz w lustro.
Zrobiła to i widziała w nim, jak on przeniósł się za jej plecy. Gdy tylko tam się znalazł, podniósł ją tak, Ŝe klęczała teraz na materacu, z plecami przyciśniętymi do jego klatki piersiowej. Odsunął włosy z jej szyi, dzięki czemu miał dostęp do skóry. Oplatając ją ramionami, przytulił ją i westchnął jej do ucha. Poczuła napięcie mięśni jego ramion, gdy na chwilę otoczył dłońmi jej piersi. Kolanem szerzej rozstawił jej nogi, i przesunął jedną dłoń, by rozszerzyć fałdki jej płci.
Angelia obserwowała jego ruchy. Jak ktoś tak okrutny i niebezpieczny, moŜe być jednocześnie tak delikatny? Gdy znów była mokra i obolała, podniósł głowę i spotkał się z nią wzrokiem w lustrze. Nie odrywając od niej spojrzenia, wszedł w nią głęboko.
Westchnęła, czując w sobie jego wielkość. Zagryzając wargę, pchnął biodrami, zagłębiając się w niej jeszcze głębiej. Jego dłoń nie przestawała pieścić jej od przodu. Czuła jak rośnie w niej kolejna fala orgazmu. Seks zawsze dawał ich rodzajowi większą moc. Stawali się silniejsi. Nigdy nie czuła się podobnie. Było to tak, jakby nabierała mocy z jakiegoś pierwotnego źródła. Fury schował twarz w jej karku, czując jak wszystkie jego zmysły
wirują. Czuł się wspaniale. Nie było nic słodszego, niŜ uczucie, jakie wywoływało jej ciało zaciśnięte wokół niego. Gdyby ona była wilkiem,
rzuciłabym się na niego z pazurami, Ŝądając by brał ją szybciej i mocniej.
Zamiast tego poruszał się w niej powoli, rozkoszując się jej miękkością. Pięknem tej chwili. Ich intymnością. Rzadko, kiedy przy kobietach
pozwalał sobie, na ukazywanie tej strony.
Głęboko w sercu, wiedział, dlaczego tak było. Ponieważ żadna z nich nie była Lią. Ile razy w trakcie stosunków zamykał oczy, wyobrażając sobie, że obejmuje piękną przyjaciółkę z dzieciństwa? Wmawiał sobie, ze to jej zapach wdycha. Teraz nie było żadnego udawania. Ona tu była i naleŜała do niego.
- Powiedz moje imię - szepnął jej do ucha.
Zmarszczyła niepewnie czoło.
- Słucham?
Zanurzył się w niej głęboko i zatrzymał na chwilę, by spojrzeć na nią w lustrze.
- Chcę usłyszeć jak wypowiadasz moje imię, gdy jestem w tobie. Spójrz na mnie i jeszcze raz powtórz, że mnie kochasz.
Angelia krzyknęła, czując nową falę rozkoszy, gdy pchnął ponownie.
- Kocham cię... Fury... Kocham....
Czuła jak jeszcze bardziej w niej urósł. To było coś, co umieli wszyscy mężczyźni ich gatunku. Im większą rozkosz czuli, tym więksi się robili. Zmiana jego rozmiaru jeszcze mocniej na nią podziałała. Wygięła plecy i policzkiem otarła się o jego twarz. Przyspieszył ruchy, podczas gdy jego ręka nie przestawała pieścić płatków jej kobiecości. W jego ruchach pojawiła się zapalczywość. Był jednocześnie władczy i zaborczy. Wiele słyszała o „byciu wziętą przez kochanka”, ale dopiero teraz zrozumiała, o co w tym chodzi. Gdy tym razem doszła, krzyknęła, rozdarta potęŜną falą ekstazy.
Fury zacisnął mocniej zęby słysząc odgłosy jej orgazmu. Czując
zaciskanie się jej ciała. Czując jak wygięła się mocno. Pragnął czuć kaŜde drganie i emocję, która przez nią przepłynęła. Dopiero, gdy oparła się o niego bezwładnie plecami, pozwolił sobie skończyć. Warknął czując uwalniającą się spermę i wreszcie odczuł własną rozkoszną ulgę.
Angelia uśmiechnęła się na widok odbicia w lustrze. Fury schował głowę w zagłębieniu jej ramienia i zadrżał. Czuła jak dyszy, ale cały czas troskliwie otaczał ją ramionami. W przeciwieństwie do ludzi, gdy pozostawali połączeni, ich orgazm mógł trwać kilka minut. Normalnie, Arkadyjczyk, by się na niej położył i czekał aż skończy. Zamiast ego, Fury wziął na siebie cały jej cięŜar, i cały czas muskał delikatnie jej szyję, nie puszczając z mocnego uścisku.
- Nie skrzywdziłem cię? - zapytał.
- Nie.
Przytulił policzek do jej twarzy i zakołysał nimi delikatnie. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, przykładając mu dłoń do twarzy. W całym swoim życiu nie doświadczyła bardziej wzruszającego momentu. To, że znalazła szczęście w ramionach zwierzęcia, było dla niej niepojęte.

To fragment ,,Cienia Ksieżyca" w boskim tłumaczeniu Filipiny Smile


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 9:23, 10 Lip 2010, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Sob 9:08, 10 Lip 2010    Temat postu:

Po chwili, która zdawała się przeciągać w nieskończoność, Jude położył mnie ostrożnie na łóżku i podniósł kajdanki. Moje puls natychmiast gwałtownie podskoczył a oddech stał się bardziej płytki. Zaczynamy. To jest to. Teraz już nie ma odwrotu. Znów wyciągnęłam nadgarstki ale Jude pokręcił głową.
-Nie, Luz, one nie są dla ciebie.
-Nie dla mnie? To dlaczego... co... – spojrzałam na niego zmieszana. Ale zamiast założyć kajdanki na moje nadgarstki, położył je na mojej dłoni i zacisnął wokół nich moje palce.
-One są dla mnie, ukochana – wymruczał. Poruszając się powoli i nie spuszczając ze mnie wzroku, zsunął swoje dżinsy i bokserki i stanął przede mną całkiem nagi. Nie był twardy – jeszcze nie – i był na tyle ostrożny żeby nie osaczyć mnie gdy już nie miał na sobie ubrania. Zamiast tego, położył się na plecach na środku łóżka i założył ręce za głowę.
Spojrzałam na niego głupio.
-Nie rozumiem.
-Załóż mi je – powiedział cierpliwie Jude. – Na środku zagłówka jest słupek – możesz przeciągnąć wokół niego łańcuch.
Nadal niczego nie rozumiałam.
-Ale dlaczego... jak będziesz mógł zrobić to, co... uh, to co musisz zrobić, jeśli cię skuję?
Niewielki uśmiech przebiegł po jego pełnych ustach.
-Dam radę, nie bój się. Ale tylko wtedy gdy ty przyjdziesz do mnie.
-Nie pisałam się na to – zaprotestowałam.
-Wiem. Ale jeśli mamy to zrobić, zrobimy to po mojemu – rzucił mi surowe spojrzenie. – Dotrzymam danego ci słowa na swoich warunkach. A jednym z nich jest to, że masz mnie skuć. To ty obejmiesz prowadzenie, Luz. Ty będziesz mieć nad wszystkim całkowitą kontrolę.
Z jakiegoś powodu jego słowa zdawały się rozbrzmiewać echem w moim umyśle. Nigdy nie myślałam o zrobieniu czegoś takiego – w żadnym ze swoich najbardziej realistycznych koszmarów czy najdzikszej fantazji. Wydawało mi się, że to źle że Jude będzie przywiązany zamiast mnie, ale to było również dziwnie pociągające.
-No dalej – Jude wskazał na kajdanki. Jego umięśnione ramiona ciągle były wyciągnięte ponad jego głową. – Zrób to, Luz.
Odrętwiała, zrobiłam co kazał. Podczołgałam się do szczytu łóżka i otoczyłam jeden z jego nadgarstków pokrytą aksamitem obręczą.
-Masz do nich klucze, prawda? – spytałam, przewlekając łańcuch który łączył kajdanki przez stelaż łóżka. – To znaczy, bardzo trudno będzie nam się wytłumaczyć jeśli będziemy musieli wzywać ślusarza.
-Klucz jest w prawej górnej szufladzie mojej komody – skinął głową w kierunku wysokiego mebla wykonanego z litego kawałka dębowego drewna, które wyglądało jakby zrobiono je w czasach kolonialnych. – Ale nie będziesz musiała go użyć, dopóki nie skończysz.
Zatrzasnęłam drugą obręcz wokół jego ręki, upewniając się ze wszystko jest na swoim miejscu. Potem przysiadłam na piętach i zwyczajnie mu się przyglądałam. Rozciągnięty na łóżku, kompletnie nagi, wyglądał na całkiem realne zagrożenie. Na jego ciele nie było ani jednego grama zbędnego tłuszczu – tylko szeroka przestrzeń falujących mięśni pokrytych białą jak marmur skórą. Jego sutki, dwa niewielkie, różowe gruzełki na środku jego klatki piersiowej, stwardniały. Rzeźbiony tors przechodził w wąskie biodra i długie, muskularne nogi. Smuga miękkich blond włosków biegła od jego pępka aż do członka. Patrząc na niego, mogłam zobaczyć że nie był jeszcze pobudzony, ale nie był też całkiem miękki. Hmm, czyżby lubił być krępowany czy podobał mu się fakt, że to ja go skrępowałam? Tak czy inaczej, odkryłam że nie byłam już tak przerażona jak chwilę temu. Tym, co niepokoiło mnie przed tym zanim go skułam, nie był jedynie jego członek – tylko jego imponująca postura i to jak bardzo i niepodważalnie był męski. Po tym co przeszłam, samo przebywanie z kimś większym i znacznie silniejszym ode mnie było przerażające. Ale skoro Jude był skrępowany i nie mógł mnie dotknąć, poczułam jak większość mojego strachu odpływa gdzieś i zostaje zastąpiona przez malutkę iskierkę zainteresowania.
Po tej wizualnej wycieczce po jego ciele, znów przeniosłam wzrok na jego twarz.
-Co teraz?
Uniósł brew.
-Teraz ty przejmujesz kontrolę nad sytuacją, Luz. Jestem całkowicie zdany na twoją łaskę.
-Ale ja... – oblizałam usta. – Jude, nie jestem pewna czy potrafię.
-W takim razie do niczego między nami nie dojdzie. Jeśli mnie chcesz, to musisz mnie sobie wziąć.
Gdy ciągle milczałam, uniósł głowę i spojrzał mi w oczy.
-Mówię poważnie. Możesz zrobić za mną co tylko chcesz, Luz. Jestem twój.
Machnęłam bezradnie rękami.
-Doceniam twoją propozycję. Ja po prostu... nie wiem od czego mam zacząć.
-Może od pocałunku?
-Brzmi nieźle – przyznałam. Naprawdę tak myślałam. Teraz kiedy to on był bezsilny, przypomniałam sobie jak bardzo lubiłam go całować i jak dobrze smakowały jego usta. Ciągle klęczałam blisko wezgłowia, więc wystarczyło że się pochyliłam, a wtedy moje włosy opadły na jedno ramię jak ciemna kurtyna, i przycisnęłam usta do jego warg. Były miękkie i ciepłe i przez chwilę Jude nawet nie próbował oddać pocałunku. Po prostu pozwalał, bym nie śpieszyła się i poznawała każdy zakątek jego ust. Potem powoli rozchylił
wargi jako zaproszenie. Takie, które mogłam zaakceptować. Ostrożnie wsunęłam język do wnętrza jego ust, dotykając go i smakując tak delikatnie
jak motyl spijający nektar z kielicha kwiatu. Jude leżał całkiem bez ruchu, ale w końcu poczułam jak koniuszek jego język muska mój. Wycofałam się na chwilę, ale potem wróciłam po więcej. Jude zaczął odwzajemniać moje pocałunki, na początku powoli a potem z coraz większą siłą. Musnęłam ostrożnie jego kły, czując ich ostre końce na mojej wrażliwej skórze i
zassałam jego język, wchłaniając go w swoje usta. Zamruczał miękko a ja poczułam przypływ wewnętrznej siły z powodu tego dźwięku. To ja byłam przyczyną jego podniecenia i to ja miałam możność jego podsycania lub pozostawienia go samego ze swoimi pragnieniami. Nie wiedziałam jak długo się całowaliśmy ale zorientowałam się, że to już mi nie wystarczało i chciałam czegoś więcej – chciałam go poznać. Powoli obsypałam pocałunkami kolumnę jego szyi, skubiąc lekko skórę jego gardła i sprawiając, że z ust wyrwał mu się kolejny pomruk. Jude zdecydowanie lubił być podgryzany, może nawet w tym samym stopniu co sam lubił kąsać. To było coś co musiałam zapamiętać na przyszłość. Jaką znów przyszłość?, spytała część mnie. Czy nie postanowiłam już, ze kiedy to wszystko dobiegnie końca, już nigdy się z nim nie zobaczę? Tyle że już wcale tak nie myślałam – pewnie dlatego, że przestałam się bać. Nie czułam się już jak ofiara. Czułam się silna, byłam u władzy i, po sposobie w jaki Jude reagował na moje pieszczoty, zaczynałam się też czuć seksowna. Sięgnęłam do jego sutków i pogładziłam językiem twarde, małe guziczki. Potem spojrzałam na niego.
-Podoba ci się to?
Jego oczy płonęły miękko w ciemnym pokoju.
-Uwielbiam czuć twoje słodkie usta na każdym skrawku swojego ciała – wymruczał, zwierając się ze mną spojrzeniem.
-A co powiesz na to?
Zassałam sutek w swoje usta, gryząc go dopóki nie dostał zadyszki. Przesłonił oczy powiekami a jego głęboki głos stał się chrapliwy gdy odpowiedział.
- Rób co tylko chcesz, Luz. Liż, ssij albo gryź – wszystko jedno tylko nie przestawaj.
-Wcale nie chcę przestawać – szepnęłam, i ku mojemu zaskoczeniu to była prawda. Eksplorując powoli jego ciało i wiedząc, że z nim byłam całkowicie bezpieczna, poczułam jak rodzi się we mnie pragnienie, o którym myślałam że nigdy się nie pojawi. Ponownie rozpalił we mnie płomień pożądania, i chociaż była to zaledwie mała iskierka, to czułam że wraz z
odrobiną zachęty mogła się zmienić w huczące ognisko. – Co teraz? – spytałam Jude’a. Nie byłam jeszcze całkiem gotowa na to, by dotknąć go niżej – potrzebowałam jeszcze odrobiny czasu żeby móc tam dotrzeć. Ale chciałam budować tempo, pragnęłam podsycać płomienie pożądania, które między nami wyczuwałam.
-Jesteś gotowa na to, żebym mógł cię zobaczyć? – spytał miękko. – Nie musisz tego robić jeśli nie chcesz, ale bardzo chciałbym znów móc zobaczyć twoje piękne ciało. Mimo że wcześniej prędzej umarłabym niż pozwoliła na to, żeby ujrzał mnie nago, to teraz wydało mi się, że to całkiem dobry pomysł. Pamiętałam sposób w jaki czułam się poprzedniego wieczora, zanim sprawy przybrały niepomyślny obrót. Sposób, w jaki widziałam siebie oczami Jude’a i w głębi siebie wiedziałam, że byłam piękna. Chciałam móc
na nowo przeżywać to uczucie.
-W porządku – powiedziałam, podejmując decyzję. – Chyba mogę to zrobić – usiadłam na piętach i chwyciłam za brzeg czerwonej koszulki. A potem powoli, nie śpiesząc się, podciągnęłam ją w górę i zdjęłam przez głowę, całkowicie obnażając przed nim swoje ciało. Z gardła Jude’a wyrwał się niski pomruk uznania.
-Co? – spytałam, nie mając pewności co powiedział.
-Piękna – posłał mi uśmiech. – Jesteś taka piękna, Luz.
Poczułam nagłe ukłucie żalu.
-Piękna i złamana. To miałeś na myśli – skrzyżowałam ramiona na swoich nagich piersiach i spojrzałam w dół.
-To co zostało złamane, można z powrotem naprawić – powiedział łagodnie Jude. – Nie kryj się przede mną, Luz. Pozwól mi się zobaczyć.
Niechętnie pozwoliłam swoim dłoniom opaść po moich bokach i obserwowałam jego twarz, gdy wpijał we mnie wzrok. Nie odezwał się ale jego pełen czci, szacunku i pożądania wyraz twarzy sprawił, że poczułam się piękna. Żadne słowa nie mogły się z tym równać. To ja sprawiłam, że na jego twarzy zagościł ten wyraz, pomyślałam, ubóstwiając sposób w jaki sprawiał że się czułam. To mnie pragnie. A ja pragnę jego. Gdy zdałam sobie z tego sprawę, zrozumiałam, że samo pozwalanie by na mnie patrzył to było za mało. Chciałam czuć jego bliskość, jego skórę na swojej. Powoli położyłam się przy nim, wtulając się piersiami w jego bok.
-Mhm, to było miłe – Jude uśmiechnął się do mnie z góry. Wiedziałam, że chciał mnie teraz objąć. Ja również tego pragnęłam, ale mimo wszystko lepiej się czułam wiedząc, że był skrępowany. Więc nie napomknęłam słowem o kluczu w górnej szufladzie jego komody. On też tego nie zrobił.
-Zawsze jesteś taki ciepły – wymruczałam, przytulając twarz do jego skóry. – Myślałam, że wampiry zawsze są zimne.
-Stworzone wampiry tak – powiedział. Jego głos rozbrzmiał we mnie, bo ucho miałam przyciśnięte do jego klatki piersiowej. – Ich ciała zasadniczo są ludzkie, więc krew którą przyjmują, nie krąży a jedynie utrzymuje ich przy życiu. Ja urodziłem się wampirem, więc ten stan jest dla mnie naturalny. Tak samo naturalny jak zmienianie się podczas pełni księżyca dla ciebie.
Westchnęłam.
-Zastanawiam się, czy kiedykolwiek naprawdę będę tak o tym myśleć. Albo czy znajdę miejsce w którym będę mogła się przemienić i nie być przez nikogo niepokojona.
-Z biegiem czasu wszystko będzie już dobrze – Jude pochylił się, by pocałować mnie w czubek głowy. – Nie myśl o tym teraz.
Spojrzałam na niego.
-A o czym powinnam pomyśleć?
Rzucił mi leniwy uśmiech.
-Nie
wiem jak ty, ale ja myślałem właśnie jak dobrze jest czuć dotyk twoich piersi na mojej skórze. Myślisz, że mógłbym je ucałować?
Przygryzłam dolną wargę, czując przypływ podniecenia zmieszany z niepewnością.Dotychczas to mnie przypadało w udziale całe dotykanie. Ale teraz Jude chciał zmienić zasady dotykając mnie – no cóż, całując. Czy może być w tym jakaś krzywda?, szepnął cichy głosik w mojej głowie. Przecież nic nie wymknie się spod kontroli – jest przykuty do łóżka. To była prawda i dała mi przypływ pewności jakiego potrzebowałam.
-W porządku – powiedziałam, siadając żeby móc na niego spojrzeć. – Nie mam nic przeciwko.
-W takim razie chodź tutaj – jego głos był ochrypły z pożądania, a ja poczułam kolejny przypływ pewności gdy zdałam sobie sprawę z tego, że nic nie mógł na to poradzić. Tylko ode mnie zależało czy mnie dotknie czy nie. Ode mnie zależało to jak daleko się posuniemy i co dokładnie zrobimy.
Przeczołgałam się w górę łóżka i pochyliłam nad nim, żeby podsunąć mu pod twarz swoje piersi, ale kąt był nieodpowiedni.
-Dosiądź mnie – powiedział Jude. – Połóż kolana po moich bokach.
Przez chwilę wahałam się czy pozwolić sobie na to, żeby tak się przed nim otworzyć i być tak blisko niego. Ale pożądanie, które płonęło w jego oczach i płynny ogień, który narastał powoli między moimi udami pomógł mi w podjęciu decyzji. Poruszając się odrobinę niezdarnie, starając się do nie zranić, przełożyłam kolana po bokach jego klatki piersiowej i pochyliłam się, pozwalając by moje piersi musnęły jego twarz. Spodziewałam się, że od razu weźmie do ust jeden z moich sutków i zacznie go ssać, ale tak się nie stało. Zamiast tego zaczął się o mnie ocierać, przyciskając swoją twarz do
wzgórków moich piersi, i wdychał zapach mojej skóry tak jak ja robiłam to wcześniej z nim. A potem, powoli i ostrożnie, zaczął lizać i całować. Jego gorący język nakreślił delikatny ślad na mojej skórze a ja szybko zdałam sobie sprawę z tego, że odkąd Jude miał ograniczoną możliwość poruszania się, to ode mnie zależało gdzie będzie mnie pieścił. Mogłam podać mu spodnią część swoich piersi albo ich boki albo sutki jeśli tylko chciałam. Jedyne co musiałam robić, to wychodzić mu naprzeciw i poruszać się, a on z chęcią przyjmie każdą część jaką mu oferowałam. Bawiłam się przez chwilę swoją nowo nabytą mocą, drażniąc go podawaniem mu tylko boków swoich piersi i jednego czy dwóch szybkich liźnięć wokół sutków. Ale w końcu moje pożądanie wzrosło na tyle, że docisnęłam jeden z sutków do jego szukających ust. Patrząc na mnie by zobaczyć moją reakcję, Jude powoli wyciągnął język. Jęknęłam bez tchu gdy owinął nim twardy, różowy gruzełek i wziął go do ust. Z początku obchodził się z nim delikatnie, ale potem, gdy poruszałam się niespokojnie przy jego twarzy, zwiększył ssanie, biorąc do ust tak dużo mojej piersi jak tylko mógł za jednym razem. Czułam bliźniacze końce jego kłów otaczające mój wrażliwy sutek i wiedziałam, że był na tyle ostrożny żeby mnie nie ugryźć – mimo że w tej chwili wcale nie
miałam nic przeciwko temu. Jude ssał i lizał moją pierś przez długi czas. Podałam mu swój drugi sutek. Pociągnięcia jego gorącego jezyka i ust odczuwałam aż u zbiegu ud, gdzie moja szparka zaczynała robić się wilgotna i gotowa. To wydawało się niezwykłe, że potrafił wywrzeć na mnie taki efekt po tej traumie przez jaką przeszłam wcześniej, ale nie mogłam zaprzeczyć że byłam podniecona. Nie sądziłam, że to byłoby możliwe, gdyby nie jego nieskończona cierpliwość i fakt, że miałam całkowitą kontrolę nad sytuacją, ale to była prawda – pożądałam go. Po zdawałoby się całych godzinach ssania moich sutków, cofnęłam się i usiadłam,
dysząc. Byłam gotowa na więcej ale nie wiedziałam dokładnie na co. Jedno spojrzenie w oczy Jude’a upewniło mnie w tym, że on wiedział – i że był skory do podzielenia się swoimi pomysłami.
-O co chodzi? – spytałam, na wpół rozbawiona i niesłychanie podniecona. – Co chciałbyś teraz pocałować?
-Sądzę, że wiesz, Luz – przesunął wzrok pomiędzy moje uda, gdzie moja szparka zrobiła się śliska od moich soków. Nogi miałam szeroko rozłożone, by móc go dosiąść, i w tej pozycji moje wnętrze było całkiem otwarte, ukazując głęboki róż wewnętrznych fałdek mojego ciała.
– Jesteś mokra, prawda? – wymruczał.
-Tak – szepnęłam, czując przyjemne zakłopotanie.
Spojrzał na mnie z leniwym uśmiechem na ustach.
-Jak myślisz, co powinniśmy z tym zrobić?
-Nie mam pojęcia – odwzajemniłam się takim samym uśmiechem. – Ale mam przeczucie, że zaraz mi powiesz.
-Chcę cię spróbować. Chcę wsunąć w ciebie język i zlizać cały ten słodki nektar jaki widzę wokół twojej muszelki.
Głos miał ochrypły od żądzy – żądzy, którą odczułam we własnym wnętrzu.
-Dobrze – powiedziałam miękko. – Ale nie jestem pewna jak... Czy powinnam cię uwolnić, żebyś mógł mnie dosięgnąć?
Odpowiedź Jude’a była natychmiastowa.
-Nie, nie rób tego jeszcze. Nie uwalniaj mnie, dopóki nie skończymy.
-Ale w takim razie jak...
-Usiądź na mojej twarzy – odpowiedział na moje niedokończone pytanie. – Unieś się odrobinę w górę i połóż kolana po obu stronach mojej twarzy. A potem osuń się w dół żebym mógł cię sięgnąć.
-Zranię cię – zaprotestowałam, ale Jude pokręcił głową.
-Nie zrobisz tego. Pamiętaj czym jestem, Luz. Wampiry są niemal niezniszczalne, więc nie ma możliwości żebyś zraniła mnie swoim słodkim, krągłym ciałem.
-Jesteś pewny? – spytałam.
-Bardzo pewny – jego oczy znów płonęły, a ja wiedziałam że ich czerwony blask był spowodowany czystą żądzą. – Wiesz, jak bardzo chcę cię spróbować, Luz. Nie odbieraj mi tej przyjemności.
Wcale nie chciałam tego robić. Nie było wątpliwości, że potrafił swoim językiem wyczyniać prawdziwe cuda, a ja nie mogłam nie pamiętać obezwładniającej rozkoszy jaką mi dał ostatnimi dwoma razami, gdy pieścił mnie tam na dole. Poruszając się ostrożnie, wspięłam się na jego ciało i położyłam kolana po obu stronach jego twarzy, tak jak mnie o to poprosił. Całe szczęście, że zagłówek był wystarczająco blisko żeby się go złapać, więc użyłam go jako uchwytu, gdy powoli osunęłam się w dół, w kierunku jego chętnych ust. Poczułam długie, powolne liźnięcie od spodu mojej szparki aż po sam jej szczyt i usłyszałam niski pomruk pożądania Jude’a gdy znów mnie spróbował. Rozkosz przeszywała mnie jak impuls elektryczny, gdy uderzał językiem w moje nabrzmiałe fałdki i przesuwał nim
szybko po mojej perełce. Mimo że te uczucia były zachwycające i intensywne, nie wystarczały by popchnąć mnie na krawędź spełnienia.
Jude chyba rozumiał mój problem, bo zaprzestał swoich pieszczot i spojrzał na mnie płonącymi z potrzeby oczami.
-Musisz mi zaufać, Luz. Nie będę w stanie zapewnić ci orgazmu w tej pozycji, chyba że dasz mi bardziej bezpośredni kontakt.
-Chcesz, żebym zeszła trochę niżej? – spytałam, a on skinął twierdząco głową.
-Zejdź tyle ile chcesz, kochana. I nie bój się poruszać. Uwielbiam dociskać do ciebie swój język i czuć, jak czerpiesz z tego rozkosz wraz ze mną.
-Czerpię swoją rozkosz?
-Ujeżdżaj mnie. Ujeżdżaj mój język – wyraz jego oczu niósł w sobie coś więcej niż tylko samo pożądanie i mogłam powiedzieć że to, znacznie bardziej niż wszystko co dotychczas zrobiliśmy sprawiło, że był bardziej gorętszy niż samo piekło. – Uwielbiam twój smak – wymruczał. – Zejdź niżej, Luz, i pozwól mi się spróbować.
Te słowa i jego spojrzenie sprawiły, że znów się podnieciłam.
-W porządku – wyrzuciłam z siebie całkiem bez tchu. – Ja..ja ufam ci, Jude. Zejdę niżej.
-Cudownie – szepnął i wyciągnął swój zdumiewająco długi język, by oblizać nim jeszcze raz moją szparkę.
Jęknęłam miękko i osunęłam się niżej, tak jak zdawał się tego pragnąć. Tym razem nic mnie nie ograniczało. Jego absolutna pewność sprawiła, że sama też poczułam się pewna, więc kiedy poczułam jego język, rozpłaszczony i gorący na mojej otwartej kobiecości, nacisnęłam na niego, kołysząc się w powolnym, rozkosznym rytmie, który wysyłał szumiące
fale iskier przez całe moje ciało. Jude nie ruszał się i pozwalał mi z siebie korzystać, co też ochoczo uczyniłam, ocierając się o jego język i upajając się uczuciem jego gorących, wilgotnych ust na mnie. Nie musiałam się martwić tym czy i jemu sprawia to przyjemność – niski pomruk jaki narastał w
jego piersi dał mi do zrozumienia, że uwielbiał każdą minutę tego długiego, intymnego pocałunku. Co jakiś czas przełykał, pochłaniając moje soki, a ja wiedziałam że próbował mnie tak jak tego chciał. Z początku powoli, a potem coraz szybciej, czułam że zaczynam się wspinać na szczyt. Zbliżałam się do niego... byłam już tak blisko... tak blisko. Zacisnęłam dłonie na
zagłówku tak mocno, że aż kostki mi zbielały i odrzuciłam głowę do tyłu, czując jak kosmyki moich długich włosów muskają koniec mojego kręgosłupa. Orgazm był w moim zasięgu... gdybym tylko potrafiła po niego sięgnąć... Przygryzając dolną wargę, docisnęłam swoje wnętrze do języka Jude’a, kołysząc biodrami do swojego własnego wewnętrznego rytmu i ujeżdżając jego język tak jak mnie o to prosił. Aż w końcu orgazm przetoczył się przeze mnie jak ciepła fala. Nie byłam w stanie myśleć – nie byłam w stanie zrobić nic innego tylko czuć. Dyszałam i krzyczałam, jedną ręką trzymając się zagłówka a drugą zaciskając na włosach Jude’a, i drżałam, wstrząsana dreszczami rozkoszy, poddając się zachwycającemu wrażeniu jakie wywoływał dotyk jego języka na mojej szparce. Odpowiedź Jude’a była natychmiastowa. Jak tylko zaczęły mną wstrząsać pierwsze
dreszcze orgazmu, przesunął swoje usta w dół i wbił swój język głeboko w moje wnętrze. Uczucie wypełnienia, krótkie, szybkie liźnięcia wewnątrz moich drżących ścianek sprawiło, że niemal doszłam ponownie. Dobry Boże, w tej pozycji mógł zanurzyć we mnie swój jezyk naprawdę głęboko. To było prawie tak jakby... Jakby pieprzył mnie swoim fiutem. Ta myśl niemal mnie sparaliżowała. Ale nie z powodu strachu czy obrzydzenia z powodu wizji poruszającego się we mnie Jude’a, którą sobie wyobraziłam, tylko przez
pożądanie. Potrzębę. Żądzę. Pragnęłam go w sobie poczuć – naprawdę tego chciałam. Odsunęłam się do tyłu, wymykając się jego ustom i chciałam mu powiedzieć że jestem gotowa, ale wyraz jego oczu mnie przed tym powstrzymał. Były przesłonięte powiekami i płonęły, tak bardzo przepełnione tęsknotą i pożądaniem, że aż wstrzymałam oddech. Jego
usta, zaczerwienione z powodu przedłużonego erotycznego kontaktu, lśniły od moich soków.
-Pocałuj mnie – wychrypiał, i to nie była prośba.
Pochyliłam się i przycisnęłam usta do jego ust, pojękując miękko gdy poczułam na nich swój smak. Jude wsuwał swój język rytmicznie prosto w moje usta, tak jak to robił kilka chwil wcześniej z moją kobiecością. Wplotłam palce w jego włosy i uchwyciłam się ich mocno, całując, ssąc i liżąc, starając się zebrać najmniejszy ślad swoich soków z jego ust.
Sposób w jaki Jude mnie całował – i pozwalał całować siebie – był niesamowity. Ale teraz bardziej niż kiedykolwiek wiedziałam, że chcę czegoś więcej. W końcu wyprostowałam się i spojrzałam mu prosto w oczy.
-Jude – wymruczałam. – Chcę cię w sobie poczuć.
-Jesteś pewna? – Część pożądania w jego oczach zmieniła się w troskę. – Naprawdę pewna tym razem? Nie chciałbym żebyś zmuszała się do czegoś, na co nie jesteś jeszcze gotowa.
-Jestem pewna – powiedziałam, i tym razem nie usłyszałam w głowie żadnego niepokojącego mnie głosu wyrażającego wątpliwość. Byłam gotowa przyjąć go w siebie, ciałem i duszą.
Gdy ześlizgnęłam się niżej, obejmując nogami jego biodra zamiast klatki piersiowej, zobaczyłam że Jude również był na mnie gotowy. Jego członek był twardy, tak twardy że prawie pulsował, a jego główka lśniła od płynu. Jęknął urywanie, gdy objęłam go palcami. Wiedziałam, że gdyby nie był przykuty do łóżka, jego dłonie błądziłyby po całym moim ciele, głaszcząc moje piersi... muskając moje uda... pieszcząc moją perełkę. Tak bardzo spodobał mi się ten pomysł, że niemal go uwolniłam. Ale pamiętałam
sposób, w jaki wcześniej czułam się gotowa i w ostatniej chwili spanikowałam. Lepiej zostawić go tak jak teraz i sprawdzić, jak zareaguję na dotyk jego długiego penisa gdy będzie we mnie wchodził. Miałam go w swojej dłoni i byłam gotowa zacząć, ale czułam się... niezręcznie... niepewnie. Widziałam seks w filmach i miałam wibrator, którego regularnie używałam, ale sama myśl że mam go teraz dosiąść i wsunąć w siebie podczas gdy on leżał na wznak na łóżku, wydała mi się co najmniej dziwna.
Jude musiał zauważyć niepewność malującą się na mojej twarzy, bo uniósł głowę i utkwił we mnie wzrok.
-Wszystko w porządku, Luz?
-Tak, nic mi nie jest, naprawdę – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Chcę to zrobić, ale wydaje mi się to dziwne, żeby... sama nie wiem... żeby go tam wsadzić.
Jude roześmiał się.
-Więc nie „wsadzaj go tam”, jak to przed chwilą sama ujęłaś. Nie śpiesz się. Pocieraj mną o siebie. Zadbaj najpierw o swoją przyjemność.
To była całkiem dobra rada. Trzymając go mocno w jednej dłoni, osuwałam się w dół do momentu, w którym mogłam pogładzić szeroką główą jego członka śliskie płatki swojego ciała. Jude i ja jęknęliśmy w tym samym momencie, gdy prześlizgnął się po mnie, drażniąc moją rozpaloną perełkę.
-Właśnie tak? – spytałam, i zrobiłam to ponownie, patrząc mu prosto w oczy.
-Dokładnie tak, kochanie – jęknął. – O to mi chodziło... wykorzystaj mnie, żeby sprawić sobie przyjemność.
To mi się naprawdę zaczynało podobać. Dotyk jego gorącego, twardego pala
ślizgającego się w tę i z powrotem po moim rozchylonym wnętrzu i niskie pomruki Jude’a wyrywające się z jego gardła, gdy ocierałam się o niego, były niesłychanie podniecające. Dla niego też. Sądząc po gorącym spojrzeniu w jego oczach i po zaciśniętych w pięści dłoniach, moje małe przedstawienie i dotyk mojej szparki na jego ciele podobał mu się tak samo jak mnie. To było nieuniknione, że w końcu jego członek znajdzie wejście do mojego wnętrza. Byłam tak zajęta swoją przyjemnością, że nie zwróciłam uwagi na to jak daleko pozwoliłam mu się wślizgnąć i zanim się zorientowałam, jego szeroka główka utkwiła w wejściu do mojego wnętrza. Właściwie to jego członek był już w połowie we mnie, gdy uświadomiłam
sobie co się dzieje i zamarłam.
-Luz?– Jude znów na mnie spojrzał, pożądanie i troska mieszały się na jego twarzy. – Możesz to zakończyć jeśli chcesz – powiedział, ale po napięciu jego ciała poznałam jak bardzo chciał to kontynuować. – Wszystko w porządku. Po prostu przestań.
Ale to właśnie było to po co tutaj przyszłam. Nie tylko potrzebowałam tego ale również pragnęłam. Pragnęłam poczuć w sobie Jude’a, poczuć jak wypełnia mnie aż po brzegi. Chciałam mu siebie oddać i patrzeć mu w oczy, gdy będzie we mnie dochodził. Czy ciągle się trochę bałam? Tak, musiałam to przyznać. Ale pożądanie jakie żywiłam w stosunku do niego i zaufanie jakim go obdarzyłam wystarczyły żeby przezwyciężyć ten strach. Patrząc mu prosto w oczy, powiedziałam:
-Wcale nie chcę przestawać.
A potem, z nogami drżącymi od wysiłku związanego z podtrzymaniem się w
odpowiedniej pozycji, zaczęłam osuwać się w dół. Oczywiście, łatwiej było to powiedzieć niż zrobić. Przedtem miałam w sobie tylko niewielkich rozmiarów wibrator, a Jude był znacznie dłuższy i ponad dwa razy większy od mojej małej zabawki. Przygryzłam wargę, czując jak rozciąga mnie od wewnątrz, gdy zanurzał się we mnie coraz głębiej i głębiej, cal po calu.
-Powoli, ukochana – nakłaniał mnie Jude, obserwując jak opuszczam się na niego. – Nie chcę cię zranić... jesteś taka ciasna.
-Wiem – powiedziałam łagodnie, ciągle starając się wchłonąć go w siebie. – Przepraszam.
Jude potrząsnął głową.
-Nie przepraszaj, Luz. Jesteś piękna. Piękna i odważna, przyjmując mnie w siebie w ten sposób. Nie masz pojęcia jaki to erotyczny widok, móc oglądać twoją ciasną szparkę ześlizgującą się po mnie.
To był niezwykle erotyczny widok – jego gruby członek znikający w moim wnętrzu. A przyjemność, jaką odczuwałam, nie była tylko czysto wizualna. Pomijając uczucie rozciągnięcia, było mi dobrze – czułam, że to właściwe będąc z nim połączona tak intymnie. I ponieważ to ja miałam kontrolę nad sytuacją, nie odczuwałam żadnego lęku czy niepokoju jeśli chodziło o to, że we mnie był. Wiedziałam, że w każdej chwili mogłam wstać i wyjść. I chociaż nie miałam zamiaru tego robić, sama ta wiedza dodała mi sił i pewności siebie, żeby kontynuować. W końcu jego miednica zrównała się z moją i wiedziałam, że wypełniał mnie sobą do samego końca. Jęknęłam miękko gdy czubek penisa Jude’a uderzył mocno w koniec mojego wejścia.
Z gardła Jude’a wyrwał się taki sam jęk. Ale musiałam mu przyznać, że nie poruszył nawet mięśniem, chociaż każdy nerw w jego ciele musiał krzyczeć z potrzeby wtargnięcia we mnie tak gwałtownie jak tylko mógł. Kładąc dłonie na jego torsie, położyłam się na nim i starałam się przyzwyczaić do uczucia wypełnienia. Jude leżał pode mną nieruchomy jak kamień, ale czułam jak jego członek pulsuje z potrzeby, rozciągając mnie nawet wtedy gdy oboje leżeliśmy w bezruchu. W końcu uniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-Jakie to uczucie?
Patrzył na mnie spod wpółprzymkniętych powiek. Bolesne pożądanie malowało się na jego twarzy.
-Dobre – powiedziałam. – Czuję się... Nigdy wcześniej nie czułam się taka pełna. Ale myślę, że zaczyna mi się to podobać – poruszyłam się instynktownie, a Jude wydał z siebie niski, pełen aprobaty dźwięk.
-O to chodzi – warknął miękko. – Zrób to jeszcze raz, Luz. Poruszaj się w górę i w dół.Pieprz mnie.
Te gorące, sprośne słowa rozpaliły coś w moim wnętrzu. Z miękkim jękiem rozkoszy, uniosłam się w górę, tak że kilka cali jego długiego członka wysunęło się ze mnie, a potem opadłam z powrotem, czując jak wypełnia mnie po same brzegi. A potem zrobiłam to jeszcze raz... i jeszcze... Za każdym razem gdy unosiłam się w górę, osuwałam się na niego odrobinę szybciej i mocniej. Jude jęczał wraz ze mną z każdym głębokim pchnięciem, pokazując kły w niemym warkocie, gdy powstrzymywał się, by pozwalać mi robić wszystko czego potrzebowałam. Ale moje wysiłki już nie wystarczały chciałam go więcej i to natychmiast.
Jude – wydyszałam, ocierając się o niego i nieskutecznie próbując znaleźć odpowiedni rytm. – Chcę więcej... potrzebuję cię...
-Czego potrzebujesz? – spojrzał na mnie płonącymi oczyma. – Powiedz mi, Luz... powiedz to.
-Potrzebuję... potrzebuję twojej pomocy – wyjęczałam. – Błagam, Jude, jestem już tak blisko ale nie całkiem... mogę... dojść. Pieprz mnie.
Moje słowa uwolniły w nim coś – jakieś zwierzę ogarnięte szaloną żądzą, które trzymał ciasno w ryzach, a które nagle zerwało się ze smyczy. Rycząc nisko, cofnął się a potem wypchnął biodra w górę, wbijając się w moją szparę aż po sam koniec i wysyłając fale rozkoszy przez całe moje ciało.
Straciłam dech od tego nagłego wrażenia, kochając to uczucie gdy wnikał we mnie raz za razem. Jude wstrzymywał się całymi latami aż do teraz i zdałam sobie sprawę, że nakłaniając do do złamania nałożonych przez siebie samego ograniczeń, musiałam się nastawić na naprawdę dziką jazdę.
Odchylając się do tyłu, złapałam go za biodra, otwierając się przed nim całkowicie gdy mnie pieprzył. Czułam poruszające się pode mną mięśnie jego długich nóg, widziałam drgające bicepsy i zaciskające się z wysiłku w pięści dłonie, gdy wchodził we mnie raz po raz. Byłam pewna, że wygodniej byłoby mu gdyby miał wolne ręce, ale rzeczywiście miał rację mówiąc, że będzie w stanie to zrobić – nawet przykuty do łóżka był niesamowity.
-Jude... o Boże, Jude... – jęczałam jego imię, nie mogąc się powstrzymać gdy wspinałam się na szczyt kolejnego orgazmu. Byłam już blisko i zbliżałam się coraz bardziej, ale ciągle potrzebowałam czegoś więcej. Mimo całego wysiłku jaki wkładał w sprawianie mi rozkoszy, Jude natychmiast dostrzegł mój problem.
- Dotknij się dla mnie, Luz – powiedział ochrypłym głosem, nie zaprzestając głebokich, rozkosznych pchnięć. – Pieść swoją szparkę, gdy będę cię pieprzył – daj mi patrzeć jak dochodzisz.
Jego sprośne słowa znów wywarły na mnie elektryzujący wpływ. Mimo że nigdy nie wyobrażałam sobie bym mogła zrobić coś tak intymnego dla swojego kochanka, przesunęłam palce w miejsce gdzie byliśmy złączeni. A potem, patrząc mu w oczy, zaczęłam gładzić wrażliwy gruzełek mojej łechtaczki, podczas gdy on kontynuował pchnięcia.
-Jest ci dobrze? – spytał rwącym się głosem. – Powiedz, jakie to uczucie, Luz.
-Wspaniałe – wyjęczałam. – Ale nie tak... nie tak dobre jak ty. Jak twój język.
Jego oczy błysnęły.
-Mógłbym zjeść twoją słodką, małą muszelkę. Uwielbiam to uczucie, kiedy drżysz wokół mnie, gdy dochodzisz.
-Ja... ja też je uwielbiam.
Intymność tego, że pozwalałam mu patrzeć jak się pieszczę w połączeniu z ostrymi,mocnymi pchnięciami, to było zbyt wiele jak na mnie. Jęcząc nisko, poczułam jak zbliżam się do krawędzi orgazmu, gdy rozkosz zaiskrzyła w moich żyłach. Doszłam tak gwałtownie, że na moment dosłownie zobaczyłam gwiazdy – oślepiająco białe eksplozje tuż przed swoimi oczami, które sprawiły że przez chwilę myślałam że zemdleję. Nie zemdlałam jednak, a kiedy wróciła mi jasność spojrzenia, zdałam sobie sprawę że Jude również dochodził. Czułam, jak moje mięśnie zaciskają się wokół niego, dojąc go jak pięść, a potem, jęcząc nisko, docisnął biodra do moich, wchodząc we mnie tak głęboko jak tylko mógł, i zaczął pulsować w moim wnętrzu. Nie miałam pojęcia co mogła czuć w tym momencie jakaś
inna kobieta lub czy w ogóle była w stanie coś czuć, ale z Judem to była naprawdę niesłychanie intensywna chwila. Dosłownie czułam, jak wypełnia mnie jego nasienie, czułam rozlewające się po mnie gorąco gdy wytrysnął w moim wnętrzu. Przez chwilę leżeliśmy spięci, rozciągnięci jedno na drugim, gdy przetaczała się przez nad obezwładniająca rozkosz. Mogłam przysiąc, że odczułam rozkosz Jude’a tak samo jak swoją – jego radość z faktu, że wresznie należałam do niego, jego potrzebę by być blisko mnie. Albo przynajmniej tak mi się zdawało. Ale obojętnie jaka była tego przyczyna, rezultat był taki sam. To było emocjonalne i fizyczne spełnienie intensywniejsze od wszystkiego, czego dotychczas doświadczyłam w swoim życiu.

To był ,,pakt z diabłem" w pięknym tłumaczeniu jenny13 i ErickaNortham


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 9:45, 10 Lip 2010, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 11:49, 14 Lip 2010    Temat postu:

Pocałował ją, przerywając kłótnię.
Nie całował jej, odkąd się oświadczył i ten nagły atak ją zaskoczył. Wszystkie te dni, kiedy byli razem, a jednak osobno, dały o sobie znać i odwzajemniła pocałunek. Całowała go czule, wkładając w to całe serce i duszę. Całowała zapamiętale i z miłością.
Kiedy się cofnął, uśmiechnął się do niej w taki sposób, w jaki widziała, że uśmiechał się już do wielu kobiet. Niestety.
– Uwierz mi. Naprawdę cię kocham i chcę, żebyś za mnie wyszła. Pro-szę.
Miesiąc temu dałaby się zabić za taką propozycję i ten uśmiech specjal-nie dla niej. Teraz miała ochotę go zabić.
– Myślisz, że będziesz mnie traktował jak wcześniej wszystkie inne ko-biety i to wystarczy? Otóż nie, nie wystarczy.
– Nie traktuję cię jak inne kobiety. – Otoczył ją ramionami i przyciągnął do siebie tak, by poczuła jego uniesioną męskość. – Inne kobiety nie spra-wiają, że ciągle jestem podniecony.
– To miał być komplement? Mam czuć się wyróżniona? – W jej głosie zabrzmiała pogarda, ale przylegał do niej mocno i to sprawiło, że jej sutki stwardniały i całe jej ciało go zapragnęło.
Była taka chętna. A on to wiedział, przecież był wilkiem. Świetnie. Po prostu idealnie.
– Nie, nie tym. Ale możesz czuć się wyróżniona tym, że ciągle powta-rzam, że cię kocham. Może i oświadczyłem się innej kobiecie, ale nigdy żadnej nie wyznałem miłości. – Zaprzeczając jego rozdrażnieniu, jego ręka powoli i zmysłowo powędrowała w górę jej pleców, a jego palce muskały delikatne włosy na jej karku.
– Nie czułabym się wyróżniona, nawet jeżeli mówiłbyś poważnie.
Krew napłynęła mu do policzków, zmrużył groźnie oczy. Wyprowadzi-ła go z końcu z równowagi.
– O co ci właściwie chodzi? Przecież chcesz tylko poczucia bezpieczeń-stwa.
– Co? – Dlaczego tak uważał? – To nieprawda!
– Na początku wydawało ci się, że marzysz o jakimś ideale, szlachet-nym księciu, który przyjedzie na białym koniu i wyzwoli cię z samotności. Potem, kiedy zmieniłem się w wilka, kiedy znalazłaś ikonę i zrozumiałaś, że walczyliśmy o nasze życie i dusze, chciałaś uciekać, aż udowodniłem ci, że ze mną jesteś bezpieczna. Wtedy chciałaś być ze mną.
– Jak możesz tak mówić? – Próbowała wyswobodzić się z jego uścisku.
Ale trzymał ją mocno.
– W końcu, kiedy powiedziałem, że cię kocham, bałaś się w to uwierzyć. W porządku. Możesz mi nie wierzyć. Powiedz sobie, że to nie jest miłość, o jakiej marzysz. Ale pozwól mi robić to, w czym jestem dobry, i chronić cię.
Był rozgoryczony, rozdrażniony i co gorsza, część tego, co mówił, była prawdą. Ta prawda bardzo ją rozzłościła.
– No dobra, wprowadzę się do ciebie i zostanę do czasu, aż niebezpie-czeństwo minie. Jak długo będzie trzeba. Ale nie wyjdę za kogoś takiego jak ty.
– Co to znaczy kogoś takiego jak ja? – Jego twarz stężała.
– Za człowieka, który nie znosi sprzeciwu i urządza wszystko, jak mu się podoba. Człowieka, który nie ufa mi na tyle, by powierzyć mi swoje ta-jemnice.
– Czy tylko ja coś ukrywam?
Zadrżała pod jego bacznym spojrzeniem.
– Tak myślałem. – Jego ręka wciąż pieściła jej kark, ale zupełnie inaczej. Jego dotyk był mniej czuły, a bardziej natarczywy. – Ty znasz moje tajemni-ce.
– Gdybym znała twoje tajemnice, może twoje postępowanie by mnie nie zaskoczyło. Może wtedy...
– Dobrowolnie byś się do mnie wprowadziła? Gdybym wiedział, że tak ci na tym zależy, pozwoliłbym ci zająć się przeprowadzką. W końcu to część obowiązków sekretarki.
Ta uwaga zaskoczyła ją i głęboko dotknęła. Nigdy nie nazywał jej sekre-tarką, zawsze miał o niej dobre zdanie i zawsze nalegał, żeby przełączała telefon do recepcji, a sama zajęła się poważniejszymi sprawami.
Jeszcze bardziej zaskoczył ją nagły przypływ odrazy do niego.
– Nigdy nie nienawidziłam nikogo tak bardzo jak ciebie. – Tym razem nie żartowała, ale być może tak naprawdę nienawidziła tylko siebie.
Jasha podszedł do drzwi swojego gabinetu i zamknął je na klucz. Kiedy się odwrócił, ognisty płomień w jego oczach tak ją przeraził, że aż się cofnę-ła.
– Zanim znienawidzisz mnie na zawsze, mogę udowodnić, że równie mocno mnie kochasz.
Szedł w jej kierunku powolnym, długim krokiem drapieżnika, a kiedy się do niej zbliżał i zdała sobie sprawę z jego zamiarów, jej serce mocniej zabiło.
– Jasha, nie.
– Dlaczego nie? Co mi za to grozi? – Krążąc wokół niej, rozluźnił kra-wat. – Będziesz mną gardzić? Znienawidzisz mnie? Nie zechcesz za mnie wyjść? Już to wszystko zrobiłaś. Więc co mam do stracenia?
Wydawało jej się, że czuła, jak pocierał jej ucho, kiedy jednak odwróciła się, stał z daleka od niej, rozpinając pasek.
– Po co zdejmujesz ubrania? – zapytała. – Nie masz na co liczyć.
Mogła sobie darować.
– Wiesz, jak uwielbiam, kiedy nosisz tę spódnicę? Robisz to celowo, drażnisz się ze mną.
Poczuła jego zapach i jego oddech na swoim uchu: kiedy się odwróciła, stał za nią.
– Wcale nie.
Roześmiał się z niedowierzaniem.
– Przez ostatni tydzień codziennie nosiłaś spódnice tylko po to, by ze-mścić się na mnie za zatrzymywanie cię w moim domu. Myślisz, że nie rozpoznałbym dobrej strategii? Owszem, działała. Kiedy zrobiłaś większy krok, rozcięcie spódnicy...
Podskoczyła, kiedy przesuwał dłoń w górę jej uda.
– Rozcięcie tej spódnicy odsłania piękną bladokremową nogę. Zasta-nówmy się, jakie majtki masz dziś na sobie? – Jego głos zamienił się w spragniony szept. – Bikini? Stringi? A może barchanowe?
Jej usta stały się suche, nerwowo poruszała nogami, było jej niewygod-nie, poczuła się nagle tak bardzo naga, zbyt naga w swoich stringach.
– Wiesz, jaką fantazję miałem w ubiegłym tygodniu?
– Nie obchodzi mnie to. – Nieprawda, bardzo ją obchodziło.
– Ławka treningowa. Wyobrażałem sobie, jak stoisz pochylona nad nią i odwracasz się, by na mnie spojrzeć, wtedy ja... – Objął ją w talii tak szybko, że nie zdążyła nawet zaprotestować. Pchnął ją do tyłu, wprawiając w ruch niemal taneczny, aż potknęła się o rzeczoną ławkę, tracąc równowagę. Zła-pał ją, chroniąc przed upadkiem, odwrócił tyłem do siebie, równocześnie unosząc jej spódnicę. Stała teraz pochylona przy skraju ławki, dłońmi opie-rając się o jej krawędzie. Jego fantazja prawie stała się rzeczywistością.
Mruknął z zadowoleniem, głaszcząc jej nagie, wypięte pośladki.
– Mój Boże, Ann, wykończysz mnie.
– Jak tylko nadarzy się ku temu okazja.
Przymknęła oczy, kiedy odsuwał na bok wąski pasek jej majtek, muska-jąc palcami delikatną skórę, potem jego palce powoli wślizgnęły się do środka, zgłębiając jej wnętrze. Zacisnęła mocno dłonie na ławce.
Mój Boże, stała tak z rozstawionymi nogami w biały dzień, a on mógł jak na dłoni oglądać wszystkie jej kobiece wdzięki. Co gorsza, wcale nie miał zamiaru czekać na pozwolenie, by robić, co mu się podoba. Był praw-dziwym despotą, jak go nazywała, i w tej chwili pragnęła tylko, by się po-spieszył.
Ściągnął jej majtki, odrzucił na bok, i to było właściwe posunięcie. Pchnął ją do przodu, a ona okrakiem usiadła na ławce. Usłyszała, jak opa-dają jego spodnie. Podszedł do niej tak blisko, jak tylko mógł. Przylgnął do niej i pogłaskał ją swoją nabrzmiałą męskością. A ona pragnęła tylko, by przestał się w końcu wygłupiać i...
– Nienawidzę cię – szepnęła znowu.
– I?
Otarła się o niego, niczym wilczyca w okresie godowym.
– I... Jasha, pragnę cię, teraz.
– No właśnie. To chciałem usłyszeć.
Triumf w jego głosie tak ją rozdrażnił, że miała ochotę odwrócić się i uderzyć go. Ale nie była w stanie tego zrobić, kiedy był w niej. Czuła w so-bie każdy jego ruch, gwałtowne pulsowanie i ocieranie się ciał. Nagły przypływ rozkoszy doprowadzał ją do szaleństwa. Kiedy się wycofał, ję-cząc, jej ciało wypuściło go niechętnie, desperacko pragnąc ciągłego zespo-lenia.
Wtargnął w nią ponownie, i jeszcze raz, a ona na każdy jego atak od-powiadała gwałtownym jękiem rozkoszy.
Pragnęła spełnienia. Potrzebowała go z całych sił. Złakniona była tego błogiego wyzwolenia, kiedy jej umysł wypełniała jedynie niczym niezmą-cona przyjemność, a ona i Jasha przeżywali ją wspólnie.
Jednak spełnienie wciąż nie nadchodziło, zwodząc ją. Nieważne, jak bardzo się starała, pochylała się, pocierała policzkiem o ławkę, pozwalała się ponosić chwili, chłonęła dźwięki i zapachy.
– Proszę – usłyszała czyjś głos. – Proszę. – Zorientowała się, że to jej własny błagalny szept. Jego ręka wślizgnęła się między ich ciała. Jego place delikatnie podążyły w kierunku najczulszego miejsca i nareszcie zalała ją fala rozkoszy. Zadrżała i jęknęła, a kiedy osiągnęła spełnienie, głośno krzyknęła.
Przeżywał uniesienie razem z nią. Poruszał jej biodrami tam i z powro-tem, jakby chciał schronić się w jej wnętrzu.
Naprawdę go nienawidziła, ale miał rację, kochała go i jeżeli nie zacho-wa ostrożności, gotów całkowicie nią zawładnąć. Kiedy ochłonęła, uświa-domiła sobie, że znowu po zapachu była w stanie określić jego nastrój. Kie-dy zyskała taką zdolność? Kiedy ją tak naznaczył?
Wysunął się z niej, a ona opadła na ławkę.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Pon 23:00, 19 Lip 2010    Temat postu:

- Kotek, spójrz na mnie – powiedział matowym głosem.
Zamrugałam.
- Przecież patrzę.
- Nie, nie patrzysz. – Przysunął się bliżej, a jego oczy całkowicie rozbłysły zielenią.
– Patrzysz przeze mnie, jakby mnie tu nawet nie było. Patrzysz na mnie… i nie
widzisz mężczyzny. Widzisz wampira, a to oznacza coś gorszego gatunku. Jednym
z nielicznych momentów był zeszły weekend. Obejmowałem cię i całowałem,
patrzyłem jak twoje oczy rozpalają się pragnieniem i wiedziałem, że po raz
pierwszy widzisz mnie takim, jakim naprawdę jestem. Nie tylko niebijące serce
okryte skorupą. Spójrz na mnie znów w ten sposób, bez żadnych wymówek

w postaci narkotyków, które mogłabyś o to winić. Pragnę cię. – Jego usta wygięły
się lekko, kiedy to powiedział. – Pragnąłem cię od momentu, kiedy cię tylko
zobaczyłem.
A jeśli myślisz, że nie płonę z pożądania na widok ciebie w staniku, to
się bardzo mylisz. Po prostu nie idę siłą tam, gdzie mnie nie zapraszają.
Przez kilka pełnych oszołomienia sekund nie wiedziałam co powiedzieć. Zdarzyło
się dzisiaj tak wiele, że mój mózg miał pewne trudności z uporządkowaniem
tego wszystkiego. Spojrzałam na Bonesa i doznałam wrażenia, jakby łuski spadły
mi z powiek, ponieważ nagle naprawdę go zobaczyłam. Wysokie kości policzkowe,
ciemne brwi okalające szmaragdowe teraz oczy, wyraziste usta, prosty nos,
ostra linia szczęki. Kryształowa skóra pokrywała te rysy i ciasno opinała jego
szczupłe, umięśnione ciało. Jego eleganckie dłonie z długimi, smukłymi palcami.
Mój Boże, był piękny. Absolutnie, niewiarygodnie piękny. Kiedy raz pozwoliłam
sobie to zauważyć, nie mogłam przestać się na niego patrzeć.
- Pocałuj mnie.
Wypowiedziałam te słowa bez żadnego namysłu i uzmysłowiłam sobie, że
chciałam je powiedzieć już od dłuższego czasu. Bones pochylił się, a jego usta
miękko dotknęły moich warg. Delikatnie. Dając mi możliwość zmiany zdania
i odepchnięcia go. Nie zrobiłam tego jednak. Przesunęłam ramiona na jego szyję
i przyciągnęłam go bliżej.
Przesunął językiem po moich wargach, aż je rozchyliłam. Dotknął nim na moment
mojego, po czym drażniąc się wycofał go do swoich ust. Powtórzył ten ruch
jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze... Namawiając mnie, przekonując. W końcu
wsunęłam

język lekko w jego usta, czując pieszczotę jego odpowiedzi, a potem zmysłowość,
kiedy zaczął go ssać.
Niezdolna się powstrzymać, jęknęłam. Dotyk jego ostrych kłów powinien mnie
zaniepokoić, lecz nic takiego się nie stało. Jemu również nie wydawały się
przeszkadzać,
ponieważ całował mnie z tą samą pasją, co w zeszły weekend. Poczułam,
jak moje zmysły płoną. Przesunęłam jedną dłoń z jego szyi na pierś. Jeden po
drugim rozpięłam guziki jego koszuli. Kiedy nie stała już na przeszkodzie
przesunęłam
dłonią po jego nagiej skórze i, och Boże, w dotyku była tak samo cudowna,
jak wyglądała. Jak jedwab pokrywający stal. Bones sięgnął za siebie i zerwał
materiał
z ramion. Ubranie opadło na podłogę. Przez cały czas całował mnie, aż
zaczęłam z trudem łapać oddech.
Jakby prowadzone własną wolą, moje dłonie przesunęły się z jego piersi na
plecy. Palcami czułam każdą wypukłość, każdy mięsień. Jego ciało wibrowało
mocą, przez co miałam wrażenie, że muskam błyskawicę ukrytą w skórze. Kiedy
go dotknęłam Bones jęknął cicho, przysuwając się jeszcze bardziej, aż nasze ciała
zetknęły się ze sobą.
Przesunął usta na moją szyję, bezbłędnie odnajdując mój puls. Wessał lekko
skórę, językiem i wargami manipulując moją odsłoniętą tętnicą. Była to najbardziej
niebezpieczna pozycja, w jakiej można by się znaleźć z wampirem, lecz nie
bałam się. Zamiast tego poczucie jego ssącego moją szyję jeszcze bardziej mnie
pobudziło. Fale przetaczającego się przeze mnie ognia sprawiły, że drżałam.

Zbliżył usta do mojego ucha i polizał je lekko, zanim się odezwał.
- Tak bardzo cię pragnę. Powiedz, że mnie chcesz. Zgódź się…
Zaprzeczyć temu, że chciałam go nieprzytomnie było by wierutnym kłamstwem.
Powstrzymywała mnie jedna tylko myśl – wspomnienie, co się stało
z Dannym.
- Bones… Poprzednio nie podobało mi się to. Myślę,… że coś jest ze mną nie tak.
- Wszystko jest z tobą w porządku. Lecz jeśli zmienisz zdanie, albo powiesz stop,
nieważne w którym momencie, przestanę. Możesz mi zaufać, Kotek. Zgódź się.
Powiedz tak…
Bones opadł gwałtownie ustami na moje wargi i wtargnął w ich wnętrze takim
pragnieniem, że aż opadłam na niego. Podtrzymał mnie ramieniem, a ja oderwałam
się od niego na chwilę wystarczającą zaledwie, by wymówić jedno słowo.
- Tak…
Ledwie wypłynęło z moich ust, Bones ponownie mnie pocałował, podnosząc
z ziemi i niosąc do sypialni.
Materac ugiął się pod naszym ciężarem, kiedy mnie na nim położył. Jednym
ruchem rozpiął mój stanik i zdjął go, a jego dłonie objęły moje piersi. Po chwili
przesunął usta na mój sutek i wessał go głęboko.
Między nogami poczułam wybuch czystego pożądania. Delikatnie ściskał moją
drugą pierś i drażnił sutek palcami. Wygięłam plecy w łuk i chwyciłam jego głowę.
Czułam zbyt wiele doznań – skubanie jego ust, lekkie draśnięcia zębami, wszystko
do chwili, kiedy myślałam już, że zemdleję.
Bones rozpiął moje jeansy i zaczął ciągnąć za materiał, aż całkowicie je ze mnie

zdjął, a jedyne co mnie okrywało, to majteczki. Przesunął wzdłuż nich dłonią,
naciskając do wewnątrz. Tarcie bawełny i jego palców sprawiło, że moje
zakończenia
nerwowe szalały. Jęknął niekontrolowanie, kiedy w końcu zdjął ze mnie
figi, obnażając mnie swojemu spojrzeniu.
- Och, Kotek, jesteś taka piękna. Przepiękna – powiedział niemal bezgłośnie, po
czym pocałował mnie tak głęboko, że poczułam jak wiruje mi w głowie. Ponownie
przesunął usta na moje piersi, całując i drażniąc każdy z sutków, podczas gdy jego
dłoń szukała drogi do mojego wnętrza. Pieścił mnie palcami tak zręcznie, jakbym
opowiedziała mu wszystkie swoje fantazje i musiałam zagryźć wargę, by
powstrzymać
krzyk. Kiedy kciukiem zaczął okrążać mój najwrażliwszy punkt i jednocześnie
wsunął we mnie jeden z palców, zadrżałam od niepohamowanego
pragnienia.
Kiedy przestał, z mojego gardła wyrwał się chrapliwy, cichy okrzyk protestu.
Odsunął dłoń i przesunął usta z moich piersi na brzuch. Dopiero gdy zszedł poniżej
mojego pępka zdałam sobie sprawę z jego zamiarów.
- Bones, zaczekaj! – wykrztusiłam zszokowana.
Zatrzymał się natychmiast, z ustami wciąż przy moim brzuchu.
- Przestać? – chciał wiedzieć.
Poczułam, jak na policzki wypływa mi krwawy rumieniec. Nie wiedziałam jak
sformułować mój sprzeciw.
- Eee, nie wszystko, tylko… Uhm, nie sądzę, by to było odpowiednie…
Zaśmiał się cicho.

- A ja tak – mruknął i zniżył usta.
Przy pierwszym dotyku jego języka mój umysł dosłownie ogarnęła pustka. Badał
mnie długimi, powolnymi liźnięciami, zostawiając rozpalone, pobudzone
ciało. Ponownie przesunął nim po mnie w mokrej pieszczocie, a potem jeszcze
raz, tym razem głębiej, przez co moja skromność zniknęła, zmyta falą gorąca.
Jeszcze bardziej rozłożył mi nogi unosząc je tak, że sięgały mu ramion, nawet na
chwilę nie przestając pieścić mnie i zagłębiać się we mnie językiem. Nie mówiłam
mu już by przestał, gdyż nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Jęczałam głośno,
nie wiedząc nawet, że to robię, a szarpiące mną spazmy rozkoszy przelewały się
przeze mnie. Wiłam się pod nim, czując jak z szokującą intymnością bada każdy
mój zakątek.
Bezwiednie uniosłam biodra, a z każdym pociągnięciem jego języka rosła we
mnie pulsująca bólem pustka. Zostałam zepchnięta nad krawędź uczuć, których
nigdy wcześniej nie doświadczyłam, a które zbliżały się coraz szybciej i szybciej.
Bones zwiększył nacisk, podnosząc intensywność moich doznań, lecz kiedy jego
usta w końcu zamknęły się na mojej łechtaczce i ją wessały, krzyknęłam.
Zalewały mnie fale ekstazy, błyskawicznie docierając aż do najdalszych krańców
moich nerwów. Miałam wrażenie, że moje serce zaraz eksploduje, lecz ono
zwolniło
nieco, a mój oddech stał się bardziej wyrównany. Ogień, który odczuwałam
wcześniej zastąpiło coś ciepłego i pełnego euforii, co przelewało się przeze mnie
tak silnie, że aż tworzyłam w zdumieniu oczy.
Bones przesunął się w górę i objął dłońmi moją twarz.

- Nigdy nie wyglądałaś piękniej – powiedział głosem wibrującym z namiętności.
Moim ciałem wciąż wstrząsały dreszcze, lecz to właśnie tej rzeczy się obawiałam.
Zesztywniałam, kiedy przesunął się między moje nogi.
- Nie bój się – szepnął i pocałował mnie.
Na ułamek sekundy ogarnęło mnie zażenowanie, biorąc pod uwagę co przed
chwilą robił. Jednak później nowy, lekko słonawy smak jego ust odczułam jako
prowokująco stymulujący. Splótł swój język z moim i poczułam jego twardą
męskość
ocierającą się o moją wilgotną szczelinę. Zadrżałam, lecz on tylko przesuwał
się po jej zewnętrznej stronie, zaraz się wycofując i powtarzając wszystko
jeszcze raz. Potem kolejny i kolejny. Podobnie zrobił z językiem, dopasowując
jego tempo do swojego ciała, co ponownie wywołało u mnie uczucie tej pustki.
Teraz jednak było ono o wiele silniejsze.
- Powiedz mi kiedy – mruknął kilka dobrych minut później. – Czy wcale. Nie
musimy
dzisiaj posuwać się dalej. Resztę nocy spędzę na smakowaniu cię, Kotek. To
było niesamowite. Pozwól, że ci pokażę jak bardzo.
Bones świadomie przeciągnął usta niżej, lecz zatrzymałam go tam gdzie był.
- Powiedz mi – jęknął, gdy ruch jego bioder wywołał u mnie krzyk.
Moje serce z nerwów niemal nie wyrwało mi się z piersi, lecz istniała tylko jedna
odpowiedź.
- Teraz.
Pocałował mnie tak mocno, że aż poczułam oszołomienie, po czym uniósł się na
ramionach. Westchnęłam, gdy poczułam wsuwającą się we mnie twardość. Kiedy

zaczął powoli się poruszać, poczułam budzące się wewnątrz dreszcze. Ukryłam
twarz w jego ramieniu i zadrżałam. Jeszcze bardziej się we mnie zagłębił i
doznałam
uczucia ogarniającej mnie niezwykłej pełności. Wtedy zatrzymał się i na moment
zamknął oczy, zanim na mnie spojrzał.
- Wszystko dobrze, słonko?
Patrzenie sobie w oczy, kiedy był głęboko we mnie było najbardziej intymną
rzeczą, jakiej kiedykolwiek doświadczyłam. Jako, że wciąż nie byłam w stanie nic
powiedzieć, skinęłam tylko głową.
Poruszył się we mnie, wycofując odrobinę, po czym na powrót na mnie naparł.
Zaczęłam gwałtownie łapać oddech, kiedy poczułam falę ogromnej,
nieoczekiwanej
przyjemności. Powtórzył ruch, tym razem zanurzając się głębiej. Zanim
odzyskałam kontrolę nad oddechem, niemal całkowicie ze mnie wyszedł i znów
we mnie zagłębił, jednym ruchem bioder, który wydarł z mojego gardła jęk. Na
moje ciało wystąpił pot i poczułam przeszywające mnie prymitywne pragnienie.
Bones sięgnął w dół i rozpostarł dłoń na moich plecach, przesuwając ją dotąd, aż
objęła moje biodro. Przyciągnął mnie bliżej do siebie, ocierając się o moje ciało,
by zgrało się z jego ruchami. Szybko podchwyciłam rytm, a od zwiększonego
kontaktu poczułam oszałamiające podekscytowanie. Ściskanie, które wcześniej
czułam teraz znów powróciło, z każdym jego ruchem zwijając się coraz bardziej,
aż moje ciało płonęło od jednej tylko myśli.
- Jeszcze… - jęknęłam.
Było to żądanie, w które racjonalna część mojego umysłu nie mogła uwierzyć.

Zaśmiał się cicho, niemal warcząc, i z jękiem zwiększył tempo.
Moje dłonie, które nigdy przedtem nie zeszły niżej niż jego plecy, przesunęły się
chciwie, by chwycić go za biodra. Zagłębiłam palce w twardym ciele bez żadnego
szacunku dla przyzwoitości. Zdawało mi się, że nie mogłam go do końca dotknąć
lub się do niego zbliżyć. Każde jego pchnięcie wzmagało intensywność tego
uczucia i pragnęłam go, wypełniającego moje ciało, jak niczego przedtem innego.
Impulsywnie pocałowałam go, przebijając wargę o jeden z jego kłów i słysząc jak
zajęczał, gdy wyssał krew.
- Tak ostra i słodka – powiedział niskim głosem.
- Więcej… nie będzie – powiedziałam urywanym głosem.
Oblizał usta, zlizując z nich ciemne krople.
- Wystarczy. Teraz ty również we mnie jesteś. – Przyciągnął mnie jeszcze bliżej
siebie, jeśli to w ogóle możliwe.
Westchnęłam niekontrolowanie, kiedy jego ruchy stały się jeszcze bardziej
intensywne.
Zapominając o wcześniejszym wahaniu wiłam się pod nim, ryjąc paznokciami
głębokie bruzdy w jego plecach. Czując nieustające nacieranie jego
ciała stłumiłam krzyk i zatopiłam zęby w jego ramieniu, gryząc tak mocno, że aż
poczułam krew.
Odchylił do tyłu moją głowę i zagłębił język w moich ustach.
- Mocniej?
- Boże, tak! – jęknęłam, nie dbając o to, jak to zabrzmiało.
Bones z wyraźną ulgą przestał się kontrolować. Natarł na mnie biodrami z
dzikością,

która wywołała najbardziej niewiarygodną rozkosz, jakiej kiedykolwiek
doznałam. Krzyki, które do tej pory powstrzymywałam wyrwały się ze mnie,
wydając się jeszcze bardziej go pobudzać. Kiedy nie mogłam już znieść niczego
więcej zaczął poruszać się szybciej, napierając na mnie w sposób, który byłby
bezlitosny, gdyby nie sprawiał mi takiej rozkoszy.
W pewien sposób przypominało to efekt narkotyków. Wszystko prócz Bonesa
wydawało się rozmywać i tracić kształt. W uszach znów brzmiało mi to odległe
dudnienie, lecz dźwięk ten wydawało moje własne serce. Zakończenia nerwowe
w moich kończynach drżały z oczekiwania. Miałam wrażenie, jakby każde z nich
smagał bicz, z ogromną siłą zwijając je razem i rozplątując, czekając na moment
kiedy pękną.
W tym momencie jakbym się wyłączyła, hiperwrażliwa na doznania mojego
ciała. Ta chwytająca chciwie powietrze, wijąca się na łóżku osoba nie mogła być
mną. Jednak nigdy wcześniej nie byłam tak świadoma swojej skóry, każdego
oddechu i krwi pulsującej w żyłach. Zanim pękł ostatni drżący w moim ciele nerw,
Bones chwycił moją głowę i spojrzał mi w oczy. Z moich ust wyrwał się krzyk,
kiedy niewidzialna tama runęła i zalała mnie fala orgazmu. Był on silniejszy niż
poprzedni, jakby głębszy, po którym pod skórą czułam pulsujące mrowienie.
Bones jęknął nade mną, wykrzywiając twarz w ekstazie, i wszedł we mnie jeszcze
gwałtowniej, z oczami utkwionymi w moich. Nie mogłam odwrócić wzroku,
widząc, jak w jego zielonych otchłaniach znika wszelka kontrola. Chwycił mnie
kurczowo i poddał namiętności. Pocałował mnie gwałtownie i mocno, po czym
drżał przez chwilę.

Kiedy oderwałam się od niego by chwycić oddech, zmienił pozycję i położył się
obok mnie. Objął mnie ramieniem, by nasze ciała wciąż się dotykały. Miałam
wrażenie, jakby w moich płucach było zbyt mało tlenu, a z tego co widziałam
wcześniej, Bones również odetchnął kilka razy pod rząd. Stopniowo opanowałam
oddech, a moje serce zwolniło do bardziej bezpiecznego rytmu. Wyciągnął dłoń
i odgarnął wilgotne włosy z mojej twarzy, po czym uśmiechnął się i pocałował
mnie w czoło.
- I pomyśleć, że byłaś przekonana, że coś jest z tobą nie tak.
- Coś jest ze mną nie tak. Nie mogę się ruszyć.
To była prawda. Leżąc obok niego, moje ręce i nogi nie odpowiadały na żadne
sygnały, jakie im wysyłałam. Mój mózg najwyraźniej zawiesił sobie tabliczkę „za
pięć minut wracam”.
Uśmiechnął się szeroko i pochylił głowę, by polizać mój sutek i zaczął lekko go
ssać. Delikatna otoczka była niezwykle wrażliwa po jego wcześniejszych
działaniach,
teraz więc poczułam jak tysiące delikatnych igiełek przyjemności gromadzą
się na szczycie piersi. Kiedy osiągnął granice wrażliwości Bones zatrzymał się,
powtarzając cały proces z drugą piersią.
Zerknęłam w dół i coś przykuło mój wzrok.
- Czy ja krwawię? – zapytałam zaskoczona.
Nie wyglądało to do końca na krew, a okres miałam dostać dopiero za tydzień.
Po wewnętrznej stronie mojego uda widniała jednak różowa wilgoć.
Na moment tylko przestał, by spojrzeć.

- Nie, słonko. To ze mnie.
- Co z…? Och. – Głupie pytanie. Mówił mi przecież wcześniej, że wampiry płaczą
na różowo. Zdaje się, że inne płyny miały ten sam kolor. – Daj mi wstać, zmyję to.
- Mnie to nie przeszkadza. – Gdy mówił, jego oddech owiał moją skórę. – Jakby
nie było, jest moja. Ja ciebie umyję.
- Nie zamierzasz odwrócić się na drugi bok i iść spać? – Czy nie tak się zazwyczaj
działo? Chyba, że naprawdę, naprawdę lubił się po wszystkim poprzytulać. Sprawy
przybrały wyraźnie poważny zwrot, kiedy zaczął błądzić dłonią coraz niżej po
moim ciele.
Przerwał na chwilę i roześmiał się, podnosząc głowę znad moich piersi.
- Kotek – uśmiechnął się. – Daleko mi do spania.
Wyraz jego oczu wywołał u mnie dreszcz.
- Nie masz pojęcia, jak wiele razy fantazjowałem o tobie w ten sposób. Podczas
treningu, walk, nocy, kiedy byłaś przebrana i obłapiana przez tych wszystkich
facetów… - Bones zamilkł i pocałował mnie tak głęboko, że niemal zapomniałam
o czym mówiliśmy. – I przez cały ten czas, kiedy widziałem, jak patrzysz na mnie
ze strachem za każdym razem, kiedy cię dotknę. Nie, nie jestem senny. Nie, dopóki
nie posmakuję każdego centymetra twojej skóry i sprawię, że będziesz krzyczeć
raz po raz.
Ponownie pochylił głowę do moich sutków, ssąc je i delikatnie drażniąc zębami.
Sposób, w jaki jego kły ocierały się o nie był niewiarygodnie erotyczny.
- Któregoś dnia odnajdę tego twojego dawnego faceta i go zabiję – mruknął.
Zrobił to jednak tak cicho, że ledwo go usłyszałam.

- Co? – Czy on to właśnie powiedział?
Moją uwagę odwróciło nagłe pociągnięcie jego ust, po którym nastąpiły kolejne,
aż moje zmartwienia zniknęły przegonione przez zmysłowe napastowanie moich
sutków. Po chwili Bones spojrzał na nie i uśmiechnął się z satysfakcją.
- Ciemnoczerwone. Dokładnie takie, jak ci obiecywałem, że się staną. Widzisz?
Jestem facetem, który dotrzymuje słowa.
Przez kilka sekund zdezorientowana miałam w głowie pustkę. Potem
przypomniałam
sobie jednak to popołudnie, gdy starał się wyplenić ze mnie zażenowanie
przy użyciu sprośnej gadki, i poczułam jak na policzki wypływa mi krwisty
rumieniec.
- Tak właściwie to nie miałeś na myśli wszystkich tych rzeczy, prawda? – Mój
umysł sprzeciwił się samej tej myśli, lecz nagle moje ciało ogarnęło pulsowanie,
które miało nadzieję na to, że jest inaczej.
Ponownie się roześmiał, nisko i gardłowo. Uniósł brew w grzesznej obietnicy,
a jego oczy znów rozjarzyły się czystą zielenią. Przesunął usta jeszcze bardziej
w dół mojego brzucha.
- Och, Kotek, miałem na myśli każde słowo.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Pon 23:21, 19 Lip 2010    Temat postu:

Znalazł ją w najwyżej położonej sypialni. Wdychając mimo woli kurz i wilgoć komnat, kroczył ostrożnie, aby przypadkiem nie nastąpić na pogrążonych we śnie lokajów i służące, aż w koń¬cu dotarł do progu jej sanktuarium.
Płowe długie włosy królewny leżały rozrzucone na soczys-tozielonym aksamicie łoża, swobodne fałdy sukni podkreślały kształt krągłych piersi i ponętnych nóg.
Królewicz otworzył okiennice i blask słońca w jednej chwili oblał ciało kobiety, a on podszedł bliżej i z cichym jękiem, którego nie zdołał powstrzymać, dotknął najpierw jej policzka, następnie zębów przez rozchylone wargi i wreszcie nieznacznie wypukłych powiek.
Jej twarz wydała mu się ucieleśnieniem doskonałości, a haf¬towana suknia utworzyła głęboką wklęsłość między udami, pre¬zentując wyraźnie kształt ukrytej pod nią płci.
Królewicz dobył miecza, którym przedtem usunął pnącza na zewnątrz zamku, delikatnie wsunął ostrze między piersi i bez trudu przeciął zbutwiały materiał.
Suknia była rozcięta od góry do dołu, a on rozsunął ją na boki i chciwym spojrzeniem ogarnął całe ciało. Sutki zachwycały taką samą różowością co usta, a gaik między nogami był ciemnożółty i bardziej kędzierzawy niż włosy na głowie, które okrywały ramiona, i sięgał niemal bioder.
Królewicz uciął rękawy, następnie uniósł delikatnie ciało królewny, aby całkowicie zdjąć z niej suknię; ciężar włosów zdawał się przyciągać jej głowę do jego ramienia, usta rozchyliły się jeszcze trochę.
Odłożył miecz na bok, zdjął ciężką zbroję, a potem znowu uniósł uśpioną Różyczkę, obejmując ją lewą ręką, prawą zaś wkładając między nogi, z kciukiem na samym łonie.
Jak dotąd, nie wydała najmniejszego nawet dźwięku, ale jeśli człowiek potrafi jęknąć bezgłośnie, ona uczyniła to właśnie całą
sobą. Jej głowa opadła na jego ramię, pod palcami prawej dłoni poczuł gorącą wilgoć. Ułożył ją ponownie, ścisnął oburącz jej piersi i począł na przemian ssać delikatnie jedną i drugą.
Piersi miała pełne i jędrne. Ukończyła właśnie piętnaście lat, gdy dotknęła j ą klątwa złej wieszczki. Królewicz z upodobaniem przygryzał sutki i niemal brutalnie tarmosił piersi, jakby chciał poczuć ich wagę. Poklepywał je, co sprawiało mu niesamowitą przyjemność.
Już wcześniej, gdy wchodził do tej komnaty, czuł tak silną żądzę, że erekcj a sprawiała niemal ból; teraz stała się istną udręką.
Nachylił się nad Różyczką, rozsunął jej nogi, uszczypnął lekko delikatne białe ciało po wewnętrznej stronie ud i z dłonią zaciśniętą na jej prawej piersi wtargnął w nią głęboko.
Jednocześnie przygarnął ją do siebie, a gdy już sforsował dziewictwo, otworzył jej usta językiem i mocno uszczypnął pierś.
Nadal ssał jej słodkie wargi, zachłannie, ze wszystkich sił, a gdy jego nasienie eksplodowało w niej, wydała okrzyk.
I otworzyła błękitne oczy.
—Różyczko! — szepnął.
Zamknęła oczy, jej złociste brwi złączyły się, tworząc nie¬wielką zmarszczkę na białym czole rozjaśnionym od słońca.
Ujął ją pod brodę, pocałował w szyję i wyciągnął swój członek z jej ciasnej płci, a ona jęknęła pod nim.
Oszołomiona, nie ruszała się z miejsca, więc pomógł jej, aż usiadła naga na łóżku twardym i płaskim jak stół, pośród strzępów aksamitnej haftowanej sukienki.
—A jednak zdołałem cię zbudzić, moja droga — powiedział
królewicz. — Spałaś sto lat, podobnie jak wszyscy, których
kochałaś. Słuchaj. Słuchaj uważnie! Przekonasz się, że ten zamek
naprawdę budzi się do życia.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Czw 23:00, 22 Lip 2010    Temat postu:

- To skończy się teraz. Odpychałaś mnie już zbyt długo głupimi wykrętami.
Złapał ją za kark obiema rękami i głaskał kciukiem jej policzki, a jego oczy były wpatrzone w jej.
Jej sutki zabolały i to byłoby na tyle ile była w stanie zrobić, by nie wyciągnąć do niego ręki.
- Nie jestem jednym z twoich chłopców, Victorio. I nie będę grał w tę grę.
W chwili, kiedy się poddała, coś uwolniło się w jej umyśle. Dyszała, a serce dudniło jej w uszach. Żądza spłynęła po niej jak jakaś grzeszna magia, którą powstrzymywała już od zbyt długiego czasu. Nie była pewna czy to była sprawka jej czy jego, ale nie miała czasu na myślenie zanim jej umysł nie zalała krwisto-czerwona fala .
- Michael, czy to ty, to robisz?
- Nie.
Michael przyciągnął ją do siebie.
- Ale ty, tak.
Kiedy ich usta się spotkały, gorąco wezbrało w jej ciele. Jej zmysły były zdrętwiałe, kiedy je od niej oderwał, zanim jej ciało naparło na krawędź jego biurka. Podsadził ją na nim.
Kiedy jego ręce sięgały do je nóg, jego usta sunęły w dół linii jej szczęki. Podciągnął jej spódnicę do góry, zatrzymując się na broni i kaburze doczepionej do uda.
- Wiedziałem, że będzie gdzieś jakiś miała.
Uśmiechnęła się i chwyciła jego ramiona, kiedy on ściągał jej spódnicę do końca. Wcisnął swoje ciało w przestrzeń między nią, wyrywając jej zamek z pomiędzy lamówki, która ich rozdzielała, a jego usta zaatakowały jej szyję chciwymi pocałunkami, które wysyłały dreszcze wzdłuż jej ciała. Znalazł jej puls i lekko go kąsał.
Z każdym ugryzieniem, wydawała z siebie jęk. Za każdym razem, w odpowiedzi jęczał i skubał jej skórę zębami, jakby bycie z nią było dla niego zbyt podniecające.
Złapała za jego pasek i rozpięła mu spodnie. Wewnątrz, zawinęła dłoń dookoła twardej lancy . Zsuwała się w dół bazy jego trzonu, w górę po całej jego długości. Powolnym ruchem, który wywoływał wilgoć na jej dłoni, krążyła dookoła jego główki.
Ścisnęła ją raz i poczuła jego kły , wydłużające się wzdłuż jej szyi.
Doznania doprowadzały ją do drgawek.
Usta Michaela pochwyciły jej, w powolnym, mokrym pocałunku. Jego dłonie uwięziły jej nadgarstki, a potem zarzuciły je za nią. Jedną ręką trzymał je mocno, ale łagodnie w miejscu. Drugą gładził wzgórek ciała przyciśniętego na miejsce do jej gorsetu, który nie był choćby odrobinę luźniejszy niż kiedy zaczynali. Wpatrywał się w jej oczy kiedy zsuwał rękę w dół jej ciała, do biodra, a potem między uda. Jego ręka owinęła się wokoło koronki na jednym biodrze i energicznie ją rozszarpała, a potem powtórzyła działanie na drugim biodrze. Michael odrzucił rozerwane majteczki na bok.
- Poczekaj.
Powiedziała Tori.
- O co chodzi?
- Kondom?
Michael chrząknął.
- Nie mogę przenosić chorób i nie mogę sprawić też, byś zaszła w ciążę.
Kiedy przytaknęła, naparł biodrami w przód, rozsuwając na boki jej nogi, dopóki ich ciała się nie spotkały. Tori sapnęła i pozwoliła swym powiekom opaść. Poczuła dreszcz przyjemności jeszcze zanim Michael użył swojej wolnej ręki, by przytrzymać jej biodra i wejść w nią.
Wykonał kilka pchnięć, a każde z nich niosło z sobą wydobywające się z jego ust jęki, które zmuszały jej ciało do zaakceptowania go. Kiedy jej usta rozwarły się, przeciągły jęk wydobył się z jej gardła. Jej oczy ponownie się zamknęły. Jej nogi zacieśniły się na jego biodrach, a on zanurzył się głębiej. Szarpnęła ręką, by przyciągnąć ramiona Michaela, który cicho warknął. Nacierał na nią, aż ich biodra się spotkały.
Kiedy odchyliła głowę do tyłu i wzięła głęboki oddech, jego usta skierowały się na jej szyję. Alarmy zabrzmiały w jej umyśle, ale jej kark i tak wygiął się ku niemu, jak gdyby utraciła do końca resztki kontroli. Może chciała, żeby ją ugryzł. Każdy fragment jej ciała był naelektryzowany. To nie był ludzki seks i to na żadnym z obszarów wyobraźni. Nie, coś sprawiało, że każdy jego gest był bardziej egzotyczny, jak gdyby byli złapani w żarłoczną magię. Może…
Zanim udało jej się dokończyć myśl, on ponownie na nią naparł. Jego biodra pracowały w silnym tempie, które spychało ją na krawędź. Zęby zadrapały powierzchnię jej skóry wysyłając impuls bólu w górę jej karku wybuchając i dygocąc.
Pragnienie, by wziął jej szyję, było tak wszechogarniające, że groziła jej utonięciem. Od lat pragnęła, by ją posiadł, wyobrażała sobie bycie jedyną kobietą w jego łóżku. Pieprzyć to, co myśleli wszyscy inni.
Zaskamlała.
- Michael, zrób to.
Wypuścił głęboki jęk i zastąpił zęby ustami, które agresywnie ssały jej skórę.
- Proszę, ugryź mnie.
- Nie.
Jego głos był praktycznie warczeniem. Kiedy jego usta zatrzymały się na skaleczeniu, przyssał się mocniej.
Szarpała się, próbując uwolnić ramiona, w chwili kiedy on posłał następny jęk do jej ust.
Przeszyła ją fala napięcia. Praktycznie doszła.
- Proszę.
Wolna ręka Michaela zapętliła się w jej włosach, a potem szarpnęła jej głowę do tyłu i w bok. Dwa małe czubki napierały mocno na jej żyłę szyjną, ale jej nie spenetrowały. Następnie jego język prześlizgnął się wzdłuż jej skóry i lizał jej puls, kiedy jego biodra dalej pracowały.
Ciało Tori dygotało przy nim, spazmem z dołu pępka. Słyszała swoje donośne jęki, ale jej umysł unosił się na orgazmicznych wysokościach, o których ona nie miała wcześniej pojęcia.
To nie było naturalne, czy ludzkie. W iluzji czuła siłę Michaela owijającą się wokół niej jak powiew wiatru. Byli jedną istotą, bezpieczną w tej przestrzeni. Ich przestrzeni.
Wtedy dotkliwie poczuła, że samokontrola Michaela wyślizguje mu się tak, jak gdyby była jej własną. Wiatr smagał za mocno.
Opadła z tej orgazmicznej podprzestrzeni, wracając do jej fizycznej formy, rozbijając się o sapiące żeńskie ciało, spoczywające uwięzione w żelaznym uścisku mężczyzny.
Docisnął swoje czoło do jej czoła i był to pierwszy raz kiedy słyszała go, łapiącego oddech.
- Michael.
Otworzyła oczy, by ujrzeć jego przymknięte powieki.
- Co to było?
Ponownie odrobinę się przybliżył, uśmiechnął się i dał jej lekkiego całusa. Jego dłoń uwolniła jej nadgarstki. Poruszała odrobinę zesztywniałymi ramionami, by sobie ulżyć, gdy jego palce mocno schwyciły ją i odsunęły na bok.
Ponownie ją całował, delikatną pieszczotą ust sprawiał, że chciała stopić się na miejscu .
Odepchnął ją, uśmiechając się do niej z góry.
- To jest właśnie to, za czym tęskniłaś.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 21:08, 18 Sie 2010    Temat postu:

-Co?
Zmniejszył dystans między nimi, wypełniając swoim wspaniałym zapachem jej nozdrza.
-Proszę, przestań mnie powstrzymywać Victorio.
-Nie powstrzymuje Cię.
-Więc się rozluźnij.
Jego ręce odgarnęły włosy z daleka od jej twarzy.
Zamknęła oczy, skupiając się na szorstkości jego dłoni na jej skórze. Były ciepłe i poruszały się wzdłuż jej twarzy, ślizgały się w dół karku, dookoła ramion i w końcu dookoła rąk. Zapach Michaela przyniósł jego uczucie, jak gdyby było namacalną rzeczą, która pocierała jej policzki i szepta wzdłuż skóry.
Wdychała ją głęboko i czuła jego głód na jej ciało i krew. Bolesną potrzebę. I samotność. Mężczyzna i monstrualna rzecz w jego środku, byli w porozumieniu. Już niedługo będą ją mieli. Ponownie schwycił ją w wygłodniałym pocałunku, który stopił resztkę jej oporu jak wosk w płomieniu. Przyciągnął ich do siebie, uginając ciało Tori tak, że czuła jaki był silny, dokładnie tak, jak czuła w swoim śnie. Od tego momentu, świat był tylko nim. Jego ustami, jego ramionami i rękami przesuwającymi się po niej.
Jej głowa wirowała, kiedy podniósł ją nad podłogą. Walczyła o oddech i szarpnęła się w chwili, kiedy tylko on zdążył posadzić ją na łóżku. Sięgnęła do jego koszulki, złapała ją i tak mocno pociągnęła za guziki, że kilka z nich upadło na kamienną podłogę. Jej palce gładziły napiętą skórę, w górę krawędzi muskułów i w dół koszulki przy ramionach.
Jego usta powróciły do jej karku a jego ramiona odpychały jej. Palce Michaela zrobiły pętlę nad kołnierzykiem i całkowicie rozerwały jej koszulkę. Jego oczy skierowały się do jej klatki piersiowej a jego dłonie gładziły w tym miejscu skórę, delikatnie masując jej piersi, jak gdyby były ze szkła.
Szperała przy jego spodniach, aż ostatecznie udało jej się je rozpiąć. Z pchnięciem, opadli na podłogę, ale Tori nie udało się go dotknąć. Zamiast tego, popchnął ją plecami na łóżko i dobrał się do jej czarnych szortów.
Migiem, udało mu się je rozpiąć i ściągnąć ponad butami. Rzucił je do tyłu nad swoim ramieniem, razem z jej majteczkami. Potem jego ręce ślizgały się w górę jej ud. Jego oczy były ciemne i gwałtowny napływ jego mocy zalewał pokój dopóki nie zadyszała w przestrzeń kiedy on podążał za liniami, gdzie łączyły się jej nogi i biodra.

Spojrzała w dół linii swojego brzucha i zobaczyła jego blady brzuch z linią czarnych włosów , które kończyły się na zdumiewającym trzonku. Spojrzał na nią i wrócił do swojej dłoni, dociskającej śródręcze do wnętrza Tori. Przyglądała mu się, poruszającemu się w górę i w dół, a potem jak zanurza palec w jej środku. Zamknęła oczy i zaczęła poruszać biodrami w jego stronę, ale usłyszała, jak wypuszczał z siebie ciche warknięcia i poczuła, że jego wolna dłoń przyciska jej biodro do łóżka.
Była opuchnięta, mokra, i gotowa by go błagać, ale on się nie spieszył. Michael zabrał od niej swoje dłonie. Obniżył swoje ciało ku niej i ponownie zaczął ją całować. Jej sutki bolały, pobudzone wagą jego torsu, kiedy jego biodra szykowały się do spenetrowania jej. Otworzyła oczy i pochyliła się by wziąć jego dolną wargę między zęby. Jęknął, złapał jej nadgarstki i pociągnął je nad jej głowę.
Uwięził ją swoim ciężarem dodając do tego cudowne uczucie siebie, schylającego się do jej sutka . Wysunęła biodra w jego stronę, próbując wepchnąć go do jej środka.
Michael odsunął się.
-Jeszcze nie.
-Proszę.
Szamotała się starając się uwolnić nadgarstki, ale trzymał ją mocno. Jego wolna dłoń ścisnęła jej sutek. Ból zmieszany z przyjemnością trzaskał w jej ciele i przyprawiał ją o szaleństwo.
-Michael, proszę.
-Nie zmuszaj mnie, żebym musiał Cię związać.
Przymknęła powieki. Ta myśl sprawiła, że jej ciało zdawało się wibrować. Od zawsze tego pragnęła, ale było to dużym ryzykiem, zwłaszcza z wampirem. Gdyby ktokolwiek się dowiedział, chłopcy z departamentu mogli by jej tego nigdy nie wybaczyć. A gdyby to zaszło za daleko, prawdopodobnie nie byłaby wystarczająco silna, by się oswobodzić.
Michael poczuł jak Tori pogrąża się w uczuciu winy i zaatakował jej sutki, by zwrócić jej uwagę.
Zmrużyła oczy i prawie mógł poczuć jak zmusza się do myślenia o czymś innym.
-Nie myśl Victorio.
-Nie mogę tego zrobić.
Jej głos drżał.
-Wypuść mnie.
-Nie masz innego wyboru.

Pochylił głowę by ponownie przygryźć jej sutek między zębami, a ona wydała z siebie długie jęknięcie, które wywołało u niego ciarki. Myśl o związaniu jej ponownie pojawiła się w jego myślach, ale tym razem się na to nie zdecydował. Ona tego chciała. Nie, ona potrzebowała go, ponieważ ona sama nigdy by się na to nie zdobyła.
-Wypuść mnie.
Jej głos zawierał w sobie szczyptę udawanego strachu.
-Dobra, ostrzegałem Cię.
Manipulował nad nią swoimi nogami by ją przycisnąć, potem użył wolnej ręki by sięgnąć w dół, pomiędzy materac a zagłówek. Marzył o tym od pierwszego razu kiedy zobaczył ją oglądającą show. Chciała być związana, wzięta, ale nie mogła zmusić się do powiedzenia o tym.
-Co ty wyprawiasz?
Jej głos zdradzał prawdziwe zainteresowanie.
Jego kutas drgnął, wzmagając ból, który czuł do tej pory. Jego ponura część kochała jej strach i to jak smakował – niczym kwaśne słodycze na jego języku.
Wyciągnął długi jedwabny sznur i szybko obwiązał jej nadgarstki i przywiązał je ponad jej głową tak, że nie była związana zbyt mocno, ale jednocześnie nie mogła obniżyć rąk.
Wrócił na swoje miejsce i uśmiechnął się do niej.
Zmagała się ze sznurem, wprawiając jej piękne piersi w kołysanie.
-Wypuść mnie.
-Chyba nie chcesz żebym Cię zakneblował?
Tori przestała mówić i wpatrywała się w niego, ale pokój wypełnił się słodkim zapachem jej ekscytacji, a to wywoływało w nim warczenie.
Kiedy zamknęła oczy Michael zsunął się niżej, rozchylając jej nogi swoimi kolanami. Fala zaniepokojenia przepłynęła przez pokój. Była przestraszona i pobudzona. Jego wewnętrzny demon obudził się i błagał o jej szyję, chciał wypić ją do sucha, ale to co pozostało w nim z człowieka, próbowało wepchnąć go do środka.
Musiał przejąć kontrolę, albo zrujnowałby dla niej całe doświadczenie. Przełknął głośno i próbował nie czuć jej potrzeby.
-Będziesz robić dokładnie to, co Ci powiem. To co wydarzy się w tym pokoju, nie wyjdzie poza jego ściany. Nigdy. Do nikogo.
Sięgnął do półki nocnej po czarną, satynową maseczkę do spania.
Kiedy wsuwał ją ponad jej głową, robiła trochę więcej niż tylko wpatrywanie się w niego z zaciekawieniem. Pomachał jej przed oczami upewniając się, że niczego nie widzi.
-Jesteś tutaj dla mojej przyjemności i wszystko co zrobisz by mi się sprzeciwić zostanie ukarane. Rozumiesz?
Przytaknęła. Dobrze. Zaczynała wczuwać się w rolę.

* * * *

Tori wzięła głęboki wdech. Nie mogła pozwolić jej konserwatywnej jaźni przejąć nad nią dowodzenie. Chciała tego. Cholera, chciała tego od dnia, gdy go poznała. Coś wewnątrz niej pożądało tego, a gdyby on rzeczywiście nie mówiłby o tym, ona byłaby głupia nie pozwalając się temu ziścić.
-Nie mów, dopóki nie powiem, że możesz.
Jego dłonie złapały jej uda i pogładziły jej nagie biodra. Wyobraziła sobie jak musi wyglądać, rozłożona na łóżku, kiedy Michael kuca między jej nogami, które były odziane tylko w czarne kozaki. Nie mogła zwalczyć uśmieszku, który nadszedł z małym ukłuciem wstydu.
Chciała, żeby ją posiadł, ale jej bezbronność sprawiała, że kwestionowała swoje decyzje. Była rozłożona naga na jego łóżku, z nim ukazującym jej wszystkiej najbardziej intymne okolice w pełnej krasie.
-Nigdy więcej nie ukryjesz przede mną tego ciała.
Jego dłonie przesunęły się ponad jej biodrami i skierowały się do jej wygolonych warg. Doznanie to, sprawiło, że wygięła się w łuk. Nagle była szczęśliwa, że poświęciła dodatkowy czas na pełne golenie. Palec Michaela wepchnął się między jej fałdki i rozsunął je.
Gładził jej pobudzoną łechtaczkę, wywołując u niej donośne jęki.
Kiedy jego palec wślizgnął się w jej środek, nie mogła powstrzymać głośnego sapnięcia.
Nie zamierzała dłużej się wstrzymywać.
-Dojdziesz zanim Cię wypieprzę. Ale dopiero kiedy Ci pozwolę.
Jego palec ślizgał się do przodu i do tyłu, a sprawiało, że jej uda drżały. W środku, palce rozłączały się, a potem ponownie łączyły. Jej ciało gwałtownie drgało.

Michael wydał z siebie ciche warknięcie, a drgania jego mocy zaczęły przelatywać nad nią coraz szybciej. Jego palce zakrzywiły się w górę i gładziły ją od środka, dopóki nie odnalazły punktu . Kiedy pierwsza faza spazmu rozeszła się od palców u stóp w górę, Tori ponownie wygięła plecy w łuk wypychając tyłek naprzeciw łóżka. Była bliska spełnienia, a on dalej nie dawał jej na to przyzwolenia. To była niezła zabawa, ale ona zamierzała złamać jego zasady.
-Michael. Proszę.
-Mówiłem Ci.
Wyciągnął swoje palce.
-Nie ma gadania.
Czuła jak schodził z łóżka. Walczyła by zobaczyć cokolwiek z małego promienia światła dochodzącego pod maskę i szarpała za trzymające ją więzy.
-Gdzie idziesz?
Słyszała jego stopy wędrujące wzdłuż kamiennej podłogi. Walczyła mocniej, energicznie szarpiąc za sznury.
-Michael?
Planował zostawić ją związaną. Cholera.
-Nie zostawiaj mnie tutaj!
-Im dłużej będziesz to robić, tym dłużej mnie tutaj nie będzie.
Drzwi się otwarły i zamknęły. Wrzasnęła sfrustrowana. To już nie była gra.
-Ty sukinsynie!

* * * *

Michael patrzył ze swojej pozycji obok drzwi jak Tori po raz ostatni kopie w łóżko. Musiały ją boleć ręce do tego ciągłego szarpania. Chciał do niej podejść, dać jej łagodnego całusa, ogrzać jej ciało, złagodzić jej walkę, ale ostatecznie było warto. Musiała oddać się jej prawdziwym pożądaniom, albo uciekałaby od nich już zawsze.
Ugryzła się w wargę i gniew ochłodził się w smutek.
-Jesteś gotować się zachowywać?
Jej głowa skierowała się w kierunku jego głosu. Przez chwile była nieruchoma, napinając szczękę, ale ostatecznie kiwnęła głową.
Uśmiechnął się do siebie i odsunął od ściany.
-Bądź grzeczna, albo naprawdę stąd wyjdę. Zrozumiano?
Przytaknęła, a on wspiął się na łóżko pomiędzy jej nogi. Delikatnie je rozszerzył a jej kolana zaczęły drżeć. Wiedział jak to jest, poddać się komuś pierwszy raz, wyrzec się kontroli i wcale nie musiał czuć jej strachu owijającego się dookoła niego, by wiedzieć, że była przestraszona. Jej mikstura strachu i pożądania nadal była upajająca.


* * * *

Tori chciała go trzepnąć, a potem pocałować, ale kiedy palce Michaela ponownie zaczęły pracować pomiędzy jej nogami, pierwsza myśl upadła.
Jego usta pieściły wnętrze jej ud. To ociągało się i przysuwało ku niej, przywracając przyjemność, którą dawało jej niewolnictwo. Jego język wyślizgiwał kółka dookoła jej łechtaczki a potem jego usta ssały ją od wewnątrz. Jej biodra konwulsyjnie zadrżały naprzeciw niego, a on zaśmiał się szelmowsko.
Michael ponownie nacisnął na ten punkt, a jego usta pracowały z takimi umiejętnościami, które mogły dać tylko stulecia praktyk. Jej ciało płonęło i prawie mogła wyczuć to znajome uczucie napięcia pojawiającego się wzdłuż kręgosłupa. Prawie doszła, ale gdyby teraz jej przerwał chyba by go zastrzeliła. Tori zajęczała, a on powiedział,
-Możesz już dojść.
Palce ponownie się rozdzieliły, następnie robiły kółka dookoła jej punktu kiedy to, jego żeby muskały jej mały guziczek. Kiedy delikatnie ugryzł jej łechtaczkę, orgazm eksplodował w jej wnętrzu. Ale on nie przestał. Zamiast tego, kontynuował pocieranie i gryzienie dopóki szał nie zostawił jej bez oddechu i w oszołomieniu.

Kiedy się wycofywał, leżała wykończona, niezdolna się poruszyć czy przejąć tym, że prawdopodobnie się na nią gapił. Przyjemny blask ogrzewał jej ciało, kiedy pojedyncze, końcowe wstrząsy ustawały. Od lat nie była taka zaspokojona, o ile kiedykolwiek była. Głupkowaty uśmieszek na jej twarzy chyba mu o tym powiedział. Poczuła gorącą sztywność erekcji Michaela przesuwającą się po jej szparce. Wsuwała się w górę i w dół, wijąc się nad jej wrażliwą łechtaczką tak, że drgała przy każdym zetknięciu. Odczucie było zbyt głośne, zbyt ostre, walczyła o wycofanie się.

Powoli, przenosił ją do następnego szału głodu, który sprawił, że jej biodra nachyliły się ku niemu, a jej plecy wygięły się w łuk. Wtedy się poruszył, złapał ją po bokach i przekręcił na brzuch. Tori podnosiła się na łokciach, gdy on rozszerzał jej nogi. Ustawił się i znalazł jej wejście swoim czubkiem tuż przed tym jak złapał ją za biodra. Była wystarczająco mokra, by mógł wejść w nią cały za jednym mocnym, pchnięciem, które rozciągnęło jej delikatną skórę. Był głęboko w jej brzuchu, naciskając na ścianki, ale tym razem nie było bólu, tak jak z Robertem.
Może nigdy nie poświęcił wystarczająco dużo czasu na zaspokojenie jej.
Za każdym razem kiedy Michael wychodził i ponowie się w nią wsuwał, ciało Tori zaciskało się mocniej niż mogłaby kiedykolwiek podejrzewać. Ponownie cała się trzęsła a następny orgazm wybuch wewnątrz niej, brzęcząc dookoła w jej rdzeniu dopóki nie pozwoliła mu pofrunąć wraz z donośnym jękiem. Michael pchną po raz ostatni. Zesztywniał naprzeciw niej i zanurzył się tak głęboko jak tylko mógł. Jego palce zaryły w jej biodrach a jego sperma rozlała się w niej.

* * * *

-Rozwiąż mnie.
Sapnęła Tori, dalej z zawiązanymi oczami.
Michael był na łóżku obok niej z nogami zawiniętymi dookoła jej. Jego dłoń bawiła się wolno jej włosami i była pewna, że się na nią gapił.
-Myślę, że zostawię Cię tutaj, tak jak teraz.
Ściągnął jej maskę szybkim ruchem, który sprawił, że lekko mrugała przy przyćmionym świetle. Jakoś, bycie w stanie widzieć uczyniła ją bardziej świadomą swojej nagości. Zaśmiała się, w połowie przestraszona jego powagą.
-A kto złapałby mordercę?
-Zajmę się nim.
Uśmiechnął się do niej, podpierając się na jednym łokciu.
-Czekam na to, by wypić tego bękarta do cna.
-Szef wysłałby tutaj całą jednostkę S.W.A.T w poszukiwaniu za mną i cała Alleanza byłaby rozsadzona.
Uśmiechnął się pod nosem.
-Nie udałoby im się wejść przez frontowe drzwi, inamorato .
Wodził palcem w dół jej kręgosłupa i ponad krzywizną jej pupy.
-Pogódź się z tym, jesteś teraz moja.
-Nie bądź zachłanny.
Chciała zapytać co oznacza słowo inamorato, ale jego chciwość była ważniejsza. Klepnął ją mocno w pośladek, a szczypanie sprawiło, że skuliła się w sobie.
-Czy ponownie musze Cię ukarać?
-Nie.
Potrząsnęła głową próbując nie uśmiechać się.
-Myślę, że na dziś miałam już wystarczająco dużo kar.
-Tak też myślałem.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 22:38, 27 Paź 2010    Temat postu:

Jego zmysły zalewał uwodzicielski zapachach jaśminu wydzielany przez jej krew. A źródło rozkoszy znajdowało się niebezpiecznie blisko jego ust. Błyszcząca czerwień, gęsta jak miód, szkarłatny strumień wypływający z małej rany, którą sama sobie zadała.
- Kocham cię. – Jej cichy głos przebił się [rzez ogłuszające uderzenia jego serca. – Kocham cię bez względu na to, czy wiąże nas krew czy nie.
Nie mógł mówić, nie wiedział nawet, co mógłby jej powiedzieć, gdyby tylko słowa przeszły przez zaciśnięte gardło. Z groźnym pomrukiem odepchnął ją od siebie. Ale jego mroczna natura nalegała, by uczynił ją swoją w ten ostateczny, nieodwracalny sposób.
Gabrielle upadła na łóżko, luźno związany szlafrok ledwie zakrywał jej nagość. Na rękawie i klapach widział jaskrawoczerwone plamki. Na udzie miała rozmazaną krew – szkarłatna smuga na brzoskwiniowo kremowej skórze.
Boże, jak bardzo pragnął przyciągnąć usta do tej jedwabistej skóry. Jej skóry.
- Nie.
To słowo wyrwało się z jego ust. Wnętrzności zacisnęły się boleśnie, kiedy spróbował się odwrócić. Kolana ugięły się pod nim. Leżała tam i krwawiła, niczym ofiara na ołtarzu.
Upadł na dywan, zgarbił się, walcząc z potrzebą, jakiej nigdy wcześniej nie zaznał. Ona go zabijała, ta tęsknota za nią, ten ból, kiedy wyobrażał ją sobie z innym mężczyzną.
I ten głód.
Zawsze było mu się trudno powstrzymać, ale teraz, gdy czuł zapach jej krwi, po prostu oszalał.
- Lucanie…
Widział, że poruszyła się na łóżku. Słyszał odgłos jej stóp na dywanie, a potem w polu jego widzenia pojawiły się paznokcie u nóg pomalowane na różowo, gładkie jak muszle. Uklękła obok niego. Delikatnie wsunęła palce w jego włosy, potem ujęła w dłonie jego twarz i uniosła mu głowę, zmuszając, by na nią spojrzał.
- Napij się ze mnie.
Zacisnął powieki, ale była to słaba próba odcięcia się od jej słów. Nie miał dość siły, by walczyć z jej czułym dotykiem. Przyciągnęła go do siebie.
Czuł krew na jej nadgarstku. Kręciło mu się w głowie od tego intensywnego zapachu. Do ust napłynęła mu ślina, kły wysunęły się jeszcze bardziej, raniąc dziąsła. Gabrielle zmusiła go, żeby się lekko podniósł. Odgarnęła długie włosy, odsłaniając szyję.
Próbował się cofnąć, ale trzymała go mocno. Przyciągała bliżej.
- Pij. Weź to, czego potrzebujesz.
Pochyliła się nisko. Już nic nie dzieliło jego ust od delikatni pulsującej tętnicy.
- Zrób to – szepnęła i przysunęła się jeszcze bardziej.
Jego usta spoczęły na jej szyi.
Przytrzymywała go w tej pozycji przez niewyobrażalną wieczność. Choć może trwało to jedynie chwilę, nie potrafił powiedzieć. Wiedział tylko, ze czuje pod językiem jej ciepłą skórę, bicie jej serca, słyszy jej szybki oddech. Czuł jedynie tęsknotę za nią.
Koniec z zaprzeczaniem.
Pragnął jej – całej – a przyczajona w nim bestia nie okaże litości.
Otworzył usta… i zatopił kły w jej gardle.
Westchnęła, gdy ją ugryzł, ale nie puściła go, nawet kiedy żarłocznie pochłonął pierwszy łyk krwi.
Wypełniała jego usta, gorąca i cudownie słodka, niezwykła. Lepsza niż wszystko, co mógł sobie wyobrazić.
Po dziewięciuset latach życia na Ziemie wreszcie spróbował nieba.
Pił żarłocznie, z całych sił. Ogarniało go coraz większe pożądanie, gdy krew Gabrielle spływała do gardła, zasilając mięśnie. Serce waliło mocno, pompując życiodajny płyn w znużone ciało i uzdrawiając rany.
Jego członek ocknął się już przy pierwszym łyku, a teraz pulsował ciężko między udami. Domagając się więcej.
Gabrielle gładziła go po włosach, przyciągała go do siebie, kiedy z niej pił. Jęczała przy każdym łyku, jej ciało się poddawało. Zapach zrobił się mroczny i wilgotny z pożądania.
- Lucanie – szepnęła, drżąc. – O Boże…
Zawarczał bezgłośnie i ułożył ją pod sobą na podłodze. Pił zalej, zatracając się w rozkoszy.
Moja, pomyślał, samolubnie i dziko.
Za późno, żeby się wycofać.
Ten pocałunek zgubił ich oboje.

Choć samo ugryzienie nią wstrząsnęło, ból szybko przerodził się w coś odurzającego i upojnego. Ciało ogarnęła niesamowita rozkosz, jakby każdy łyk Lucana przenikał ją ciepłym światłem.
Przygniótł ją. Szlafrok rozchylił się, kiedy układał ją na podłodze. Brutalnie zanurzył ręce w jej włosach. Nie zważając uwagi na ból, przycisnął tors do jej biustu. Nie odrywał warg od jej szyi. Z każdym haustem wypitej krwi, jego pożądanie coraz bardziej rosło.
Czuła, jak powracają mu siły, a ciało się regeneruje dzięki niej.
- Nie przestawaj – wymruczała niewyraźnie, gdyż rozkosz narastała w niej z każdą chwilą. – Nie zrobisz mi krzywdy. Ufam ci.
Pomyślała, że odgłos ssania to najbardziej erotyczny dźwięk, jaki w życiu słyszała. Uwielbiała gorący dotyk jego warg, kły wbite w ciało. To doznanie było równocześnie niebezpieczne i podniecające.
Już miała się poddać rosnącemu w niej orgazmowi, kiedy poczuła, jak na jej srom naciska wielki członek Lucana. Była taka mokra, pragnęła go. Wszedł w nią głęboko, wypełnił ją twardym, wulkanicznym żarem, natychmiast doprowadzając do spełnienia. Krzyknęła, kiedy zaczął się w niej poruszać, brutalnie i szybko, mocno ścisnął.
I przez cały czas nie odrywał ust od jej szyi, ciągnąc ją w błogą ciemność.
Zamknęła oczy i odpłynęła.
Gdzieś daleko czuła, jak Lucan porusza się w niej, mocno, natarczywie, jak jego wielkie ciało wibruje w orgazmie. Krzyknął coś nagle i znieruchomiał.
Rozkoszny nacisk na jej szyi zelżał, po czym zniknął zupełnie, pozostawiając po sobie pustkę.
Nadal dryfowała. Niechętnie uniosła ciężkie powieki. Lucan klęczał nad nią, nieruchomy jak skała, Jego usta były poplamione krwią, włosy w nieładzie. Dzikie oczy połyskiwały bursztynowo, były takie jasne. Jego skóra nabrała zdrowego koloru, symbole na jego ramionach i Tosie połyskiwały głębokim szkarłatem.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 22:45, 27 Paź 2010    Temat postu:

– Nie pozwolę ci odejść, Gabrielle. Ponieważ, czy tego chcesz czy nie, masz moje serce. Masz moją miłość. O ile ją przyjmiesz.
Przełknęła z trudem.
- Co?
- Kocham cię. – Słowa wypowiedziane było cicho i poważnie, odczuła je jak intymną pieszczotę. – Gabrielle Maxwell, kocham cię nad życie. Tak długo byłem sam, że nie uświadomiłem sobie tego, póki prawie nie było za późno. – Urwał, zajrzał jej w oczy. – Bo nie jest… za późno? Prawda?
Kochał ją.
Wypełniła ją radość, czysta, niczym niezmącona.
- Powiedz to jeszcze raz – szepnęła. Chciała mieć pewność, że to prawda.
- Kocham cię, Gabrielle. Każdą cząstką siebie.
- Lucanie – wypowiedziała jego imię z westchnieniem, w oczach wezbrały jej łzy i nagle popłynęły po policzkach.
Wziął ją w objęcia i pocałował mocno, namiętnie, aż zakręciło jej się w głowie, aż serce zaczęło jej walić, a krew w żyłach zapłonęła jak ogień.
- Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja – powiedział, a w jego głosie wyczuła szacunek. – Wiesz, z czym się zmagam. Możesz mnie kochać, przyjmiesz mnie, znając moje słabości?
Ujęła w ręce jego twarz, pozwalając, by dostrzegł miłość w jej oczach.
- Nie jesteś słaby. A ja będę cię kochać choćby nie wiem co. Razem przetrwamy wszystko.
- Dzięki tobie zaczynam w to wierzyć. Dajesz mi nadzieję. – Z miłością pogładził jej amię, policzek. Podążył wzrokiem za ruchem ręki. – Jesteś cudowna. Możesz mieć każdego, człowieka, wampira…
- Pragnę tylko ciebie
Uśmiechnął się.
- Więc niech cię Bóg strzeże, bo ja nie chcę żadnej innej. Nigdy jeszcze nie pragnąłem niczego tak samolubnie, jak w tej chwili. Bądź moja, Gabrielle.
- Jestem.
Przełknął ślinę, umknął wzrokiem, jakby nagle opuściła go pewność siebie.
- Mówię o wieczności. Nie zadowolę się niczym innym. Gabrielle, czy chcesz mnie?
- Na wieki – szepnęła, odchylając się na łóżko i ciągnąc go za sobą. – Jestem twoja. Na całą wieczność.
Znów się pocałowali, a kiedy skończyli, Lucan sięgnął po mały złoty sztylet leżący na nocnym stoliku przy łóżku. Przysunął go do twarzy. Gabrielle patrzyła zaskoczona, jak zbliża ostrze do ust.
- Lucan…
Jego oczy były łagodne, poważne i czułe,
- Dałaś mi swoją krew, by mnie uzdrowić. Wzmocniłaś mnie i chroniłaś. Jesteś wszystkim, czego pragnę, wszystkim, czego potrzebuję.
Nigdy nie słyszała, żeby przemawiał tak poważnie. Jego tęczówki zaczynały płonąć, jasnoszary kolor mieszał się już z bursztynowym.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i przyjmiesz moją krew, by dopełnić związku?
Jej głos był ledwie słyszalny.
- Tak.
Pochylił głowę i przycisnął ostrze do dolnej wargi. Kiedy odłożył nóż i spojrzał na nią, na jego ustach była szkarłatna krew.
- Chodź, pozwól się kochać – powiedział i przycisnął ten szkarłat do jej warg.
Nic nie przygotowało ją na słodki smak jego krwi.
Była mocniejsza niż wino, odurzająca. Miała wrażenie, że to eliksir przygotowany przez bogów. Poczuła, jak wypełnia ją miłość Lucana, jego siła i moc. Miała wrażenie, że wzbiera w niej światłość, dając jej przedsmak przyszłości, która czeka ją u jego boku, jako jego Dawczynię Życia. Poczuła się zupełnie szczęśliwa, spełniona.
I pożądała go.
Bardziej niż kiedykolwiek.
Z cichym pomrukiem pchnęła Lucana i zmusiła, by się położył na plecach. Zdjęła błyskawicznie ubranie i usiadła na nim, obejmując udami jego biodra.
Przed sobą widziała jego nabrzmiały członek, gruby i twardy. Piękne wzory na jego torsie w kolorze głębokiej purpury pulsowały barwami. Popatrzyła na niego, pochyliła się i przesunęła językiem po skomplikowanych liniach biegnących od uda do pępka i wyżej, na pierś i ramiona.
Był jej.
Ta myśl zachłanna, prymitywna. Nigdy jeszcze nie pragnęła go tak bardzo, jak w tej chwili. Dyszała, była mokra, płonęła pożądaniem, niczego nie chciała bardziej niż włożyć go w siebie i zacząć ujeżdżać.
Boże, czy to miała na myśli Savannah, kiedy powiedziała, że związek krwi sprawia, że seks jest dużo lepszy?
Spojrzała na Lucana ze zwierzęcym pożądaniem, nie wiedząc, od czego zacząć. Chciała go pożreć i czcić, i wykorzystać. Zaspokoić potrzebę, którą czuła.
- Powinieneś mnie ostrzec, ze dajesz mi afrodyzjak.
Lucan uśmiechnął się szeroko.
- I zepsuć niespodziankę?
- Śmiejesz się, wampirze? – Uniosła brew, po czym ujęła mocno jego członek i włożyła go w siebie jednym posuwistym ruchem. – Obiecałeś mi wieczność, mój panie. Mogę sprawić, że tego pożałujesz.
- Tak? – To słowo zabrzmiało jak zduszony jęk. Zaczęła kołysać się na nim, zmuszając jego biodra do gwałtownych pchnięć. Oczy mu płonęły, wyszczerzył w uśmiechu długie kły, najwyraźniej rozkoszując się tą torturą. – Z radością zobaczę, jak tego dokonasz.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Pią 18:49, 29 Paź 2010    Temat postu:

mrslen napisał:
Pocałował ją, przerywając kłótnię.
Nie całował jej, odkąd się oświadczył i ten nagły atak ją zaskoczył. Wszystkie te dni, kiedy byli razem, a jednak osobno, dały o sobie znać i odwzajemniła pocałunek. Całowała go czule, wkładając w to całe serce i duszę. Całowała zapamiętale i z miłością.
Kiedy się cofnął, uśmiechnął się do niej w taki sposób, w jaki widziała, że uśmiechał się już do wielu kobiet. Niestety.
(...)
Przeżywał uniesienie razem z nią. Poruszał jej biodrami tam i z powro-tem, jakby chciał schronić się w jej wnętrzu.
Naprawdę go nienawidziła, ale miał rację, kochała go i jeżeli nie zacho-wa ostrożności, gotów całkowicie nią zawładnąć. Kiedy ochłonęła, uświa-domiła sobie, że znowu po zapachu była w stanie określić jego nastrój. Kie-dy zyskała taką zdolność? Kiedy ją tak naznaczył?
Wysunął się z niej, a ona opadła na ławkę.


Z jakiego działa ta scenka?
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Pon 20:26, 22 Lis 2010    Temat postu:

naja1985 napisał:
mrslen napisał:
Pocałował ją, przerywając kłótnię.
Nie całował jej, odkąd się oświadczył i ten nagły atak ją zaskoczył. Wszystkie te dni, kiedy byli razem, a jednak osobno, dały o sobie znać i odwzajemniła pocałunek. Całowała go czule, wkładając w to całe serce i duszę. Całowała zapamiętale i z miłością.
Kiedy się cofnął, uśmiechnął się do niej w taki sposób, w jaki widziała, że uśmiechał się już do wielu kobiet. Niestety.
(...)
Przeżywał uniesienie razem z nią. Poruszał jej biodrami tam i z powro-tem, jakby chciał schronić się w jej wnętrzu.
Naprawdę go nienawidziła, ale miał rację, kochała go i jeżeli nie zacho-wa ostrożności, gotów całkowicie nią zawładnąć. Kiedy ochłonęła, uświa-domiła sobie, że znowu po zapachu była w stanie określić jego nastrój. Kie-dy zyskała taką zdolność? Kiedy ją tak naznaczył?
Wysunął się z niej, a ona opadła na ławkę.


Z jakiego działa ta scenka?


Wudaje mi się ze może z Christiny Dodd z którejś części cyklu ,,Wybrańcy Ciemności" ale głowy nie dam.... Rolling Eyes
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Wto 20:28, 23 Lis 2010    Temat postu:

TrzeciaKasia napisał:
naja1985 napisał:
mrslen napisał:
Pocałował ją, przerywając kłótnię.
Nie całował jej, odkąd się oświadczył i ten nagły atak ją zaskoczył. Wszystkie te dni, kiedy byli razem, a jednak osobno, dały o sobie znać i odwzajemniła pocałunek. Całowała go czule, wkładając w to całe serce i duszę. Całowała zapamiętale i z miłością.
Kiedy się cofnął, uśmiechnął się do niej w taki sposób, w jaki widziała, że uśmiechał się już do wielu kobiet. Niestety.
(...)
Przeżywał uniesienie razem z nią. Poruszał jej biodrami tam i z powro-tem, jakby chciał schronić się w jej wnętrzu.
Naprawdę go nienawidziła, ale miał rację, kochała go i jeżeli nie zacho-wa ostrożności, gotów całkowicie nią zawładnąć. Kiedy ochłonęła, uświa-domiła sobie, że znowu po zapachu była w stanie określić jego nastrój. Kie-dy zyskała taką zdolność? Kiedy ją tak naznaczył?
Wysunął się z niej, a ona opadła na ławkę.


Z jakiego działa ta scenka?


Wudaje mi się ze może z Christiny Dodd z którejś części cyklu ,,Wybrańcy Ciemności" ale głowy nie dam.... Rolling Eyes



Tak to z serii "Wybrańców Ciemności" Christiny Dodd "Zapach Ciemności"
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Czw 23:07, 02 Gru 2010    Temat postu:

- Będziesz miał przez to problemy? – zapytała, oddychając ciężko. Chwileczkę. Co takiego? Skąd wzięła się ta myśl?
Jego oczy zwęziły się.
- Obchodzi cię to?
- Nie – skłamała z wymuszonym uśmiechem. Nie, nie, nie. To nie było kłamstwo. – Ale to dodaje dreszczyku emocji, nie sądzisz?
Tak lepiej. To bardziej do niej podobne. Nie powinna podobać jej się jego dobroć, nie powinna pojawiać się w niej chęć by chronić go i trzymać w bezpieczeństwie.
Czyż nie?
- Nie, nie będę miał problemów – ścisnął palcami jej skronie, kładąc się na niej i przyciskając częścią swojego ciała. – Jeżeli to jest jedyną przyczyną, dla której tu jesteś, możesz odejść.
Jaki potrafisz być okrutny.
- Jakie to pieszczotliwe, aniele – uchwyciła kawałek jego togi na szyi i pociągnęła. Materiał lekko rozerwał się. Nachmurzona, pociągnęła raz jeszcze, tym razem pozbywając się materiału z jego pleców i ramion. – Tylko się drażnię.
Jego pierś była wspaniała. Istne dzieło sztuki. Umięśniona, złocista i pozbawiona włosów. Uniosła głowę i oblizała miejsce na szyi gdzie bił puls, a zatem zaznaczyła dróżkę wzdłuż obojczyka i wokół sutka.
- Podoba ci się?
- Gorąco. Wilgotne – wychrypiał, zaciskając zęby.
- Tak, ale podoba ci się?
- Tak.
Ssała jego brodawkę, a następnie pocałowała miejsce ugryzienia. Dreszcz podniecenia wstrząsnął nim, wyzwalając w niej poczucie dumy za dobrze wykonaną robotę.
- Dlaczego mnie chcesz, aniele? Dlaczego obchodzi cię czy jestem dobra albo nie?
Pauza. Próba:
- Twoja skóra…
Każdy mięsień jej ciała spiął się. Spojrzała na niego.
- To oznacza, że podoba ci się każda Harpia? - Próbowała ukryć złość, ale nie mogła. Myśl, że druga harpia, inna kobieta, nieśmiertelna lub nie - będzie napawać się nim, wzbudziła w niej instynkt zwierzęcy. Paznokcie wydłużyły się, a zęby zaostrzyły. Czerwona mgła zaćmiła pole widzenia. „Mój”- pomyślała. Zabiję każdego, kto go dotknie.
- Wszystkie mamy taką samą skórę, wiedziałeś o tym? - powiedziała ochryple, drapiąc przy tym jego gardło.
Lysander otworzył szeroko oczy. Jego źrenice rozszerzyły się, a twarz jakby skamieniała… Nie mogła zidentyfikować tej emocji.
- Tak, ale tylko twoja mi się podoba. Dlaczego?
To było wszystko co chciała usłyszeć. Jej gniew całkowicie wyparował. Powinna coś odpowiedzieć, pomyśleć o czymś jasnym i prostym.
- Odpowiadając na twoje pytanie… chcesz mnie, ponieważ jestem groźna. I wiesz co? Spowoduje, że będziesz szczęśliwy i przyznasz to, wojowniku.
Wojowniku, nie aniele. Nigdy wcześniej go tak nie nazywała. Dlaczego? Dlaczego teraz?
- Nie. To ja cię uszczęśliwię - potraktował jej T-shirt tak samo, jak ona jego togę. Bianka nie nosiła biustonosza, dlatego jej piersi wyskoczyły ku niemu. Dreszcz przeszył jego ciało, gdy pochylił ku nim swoją głowę.
Liznął, a po chwili zassał jej sutek, tak samo jak ona bawiła się z jego, a za chwilę przyszła kolej na drugi. Wiła się pod nim, rozpaczliwie pragnąc by jego usta dotknęły ją również w innym miejscu. Jej ciało płonęło, potrzebując uwolnienia. Ale nie popędzała go. Wciąż bała się go wystraszyć. Ale do cholery, jeżeli nie pośpieszy się i nie dotknie jej między nogami, to chyba umrze.
- Lysander – zawołała drżącym głosem.
Jego skrzydła dotknęły jej, dłonie przesuwały się w górę i dół łaskocząc, pieszcząc, wywołując dodatkowe dreszcze na jej skórze.
Podniósł się.
- Co robisz? Nie powiedziałam byś się zatrzymywał - krzyknęła, unosząc się na łokciach.
- Nie chcę by cokolwiek było między nami - przesunął togę w dół, a po chwili był już całkiem nagi. Przezroczysty płyn pojawił się na końcu jego członka, a usta Bianki napełniły się śliną. Po chwili zdjął z niej buty i odrzucił na bok. To samo było z jej spodniami. Bianka oczywiście nie nosiła majtek.
Jego wzrok pochłaniał ją, wiedziała to, co w niej widział. Jej promieniująca barwą skórę. Słodkie miejsce znajdujący między jej nogami. Jej różowe sutki.
- Chce dotknąć i posmakować każdego centymetra twojego ciała – powiedział. Wydawałoby się, że jego wola do sprzeciwu opuściła go już zupełnie.
- Dotkniesz i spróbujesz następnym razem. - Proszę, niech będzie kolejny raz. Próbowała owinąć go nogami jeszcze raz. - Teraz potrzebuję rozładować napięcie.
Lysander złapał ją za kolana i rozsunął je. Podniecona harpia odrzuciła głowę do tyłu. Lysander zaznaczył ścieżkę od jej piersi aż do brzucha. Zatrzymał się na pępku, gdy Bianka naglę stęknęła.
- Lysander - powtórzyła. Wspaniale. Będzie musiała wytrzymać, ponieważ on chciał jej posmakować. Niech smakuje.
- Więcej. Potrzebuję więcej.
Zamiast jej to dać, odsunął się.
- Ja… Zrobiłem sobie dobrze przed spotkaniem z tobą - przyznał się, a na jego twarzy ukazało się zakłopotanie. - Pomyślałem, że to da mi jakąś szansę żeby się przed tobą ochronić.
Jej oczy rozszerzyły się. Było w nich widać szok.
- Zrobiłeś sobie dobrze sam?
Kiwnął głową.
- Myślałeś o mnie?
Jeszcze jedno kiwnięcie.
- Och, kochanie. To wspaniale. Mogę sobie to wyobrazić… Podoba mi się to, co widzę. - Jego ręka na penisie, zamknięte oczy, bardzo podniecony, ciało nachyla się do przodu, pragnąć uwolnienia. Wokół skrzydła, on upada na kolana, przyjemność jest zbyt duża. Ona, obnażona w jego myślach. - I co zamierzasz robić?
Pauza. Niezdecydowana odpowiedź.
- Polizać cię. Między udami. Skosztować ciebie.
Harpia wygięła się, a jej ręce opadły do wewnętrznej strony jej ud. Rozszerzyła swoje nogi jeszcze bardziej.
- Więc zrób to. Liż mnie. Chcę, by to było niegrzeczne. Chcę, by twój język był na mnie. Popatrz jaka jestem wilgotna.
Syknął.
- Tak, tak. - Opuściwszy się niżej zaczął całować jej kostkę, schodząc na dół i zatrzymał się dopiero przy jej wilgotnej muszelce.
- Proszę - wyszeptała znowu, będąc na skraju przepaści. - Proszę, zrób to.
- Tak - wyszeptał znowu. - Tak.
Górował na nią, gotowy. Przejechał po niej językiem. Nareszcie, ta słodka chwila. Czekała na jego dotyk, ale nic nie przygotowało ją do tej doskonałości. Krzyknęła, drżąc na całym ciele. Błagając o więcej.
- Tak, tak, tak. Proszę, proszę, proszę.
Na początku po prostu był w niej, napawając się jej smakiem. Dzięki bogom. Albo Bogu. Albo komukolwiek. W tym momencie chciała – potrzebowała – być wszystkim, czego on sobie zapragnie. Chciała by smakował ją całą. Ona też go chciała.
Nawet jego dobroć?
Tak, pomyślała, wreszcie przyznając się do tego. Tak. Nie miała teraz żadnej obrony, a jej dusza była obnażona. Jego doskonałość była uzupełnieniem. Walczyła z tym – i dalej nie chciała zmieniać się – byli skrajnością, którą wypełniali się nawzajem.
- Bianka – stęknął. - Powiedz mi jak… co…
- Więcej. Nie zatrzymuj się.
Jego język wchodził w nią i wychodził, symulując seks.
Uchwyciła się za prześcieradła, ściskając. Wiła się za każdym jego pchnięciem.
Znowu krzyczała, jęczała i prosiła o więcej.
W końcu rozpadła się na kawałeczki. Przygryzła dolną wargę, aż poczuła krew. Białe ogniki tańczyły przed oczami - od jej skóry, zrozumiała. Jej skóra błyszczała jaskrawie, niemal oślepiając. Coś takiego nigdy wcześniej się nie zdarzało.
Wtedy Lysander uniósł się na nią.
- Nie możesz zajść w ciążę - syknął. Na jego szyi widać było kropelki potu.
Te słowa wywołały pauzę między jej niegrzecznymi myślami.
- Wiem - słowa wydobywały się z niej z takim trudem, jak i u niego. Harpia mogła zajść w ciążę tylko raz w roku, teraz nie była jej pora. - Skąd o tym wiesz?
- Czuję to. Wszyscy wiedzą o takich sprawach. Jesteś… gotowa? – zapytał. Bianka usłyszała niepewność w jego głosie.
Nie musi wiedzieć o „rytuale”, jej ukochany prawiczek. Uczył się. A ona nie dbała o etykietę. Robić to, od czego jest dobrze jest jedyną rzeczą która nią kierowała.
- Jeszcze nie - wzięła go za ręce i ostrożnie zabrała je za jego plecy. Lysander nie stawiał oporu i nie protestował. Potem wzięła do rąk jego członek. Jej skrzydła trzepotały szczęśliwie. - Lepiej?
Anioł oblizał wargi, kiwnął głową. Jego skrzydła opadły, okrywając i pieszcząc jej skórę. Harpia schyliła głowę, długie kosmyki włosów łaskotały jej biodrach. Zadrżał.
Czy będzie żałował? – nagle zadała sobie pytanie. Nie chciała by później przeklinał ją za zniszczone życie.
- Jesteś gotowy? – zapytała. - Później nie da się już tego cofnąć. - Jeżeli nie jest gotowy, to w porządku…. - Chwila, zrozumiała wreszcie. Tak, będzie czekała aż on będzie gotów. Tylko ona zrobi to z nim pierwsza. Nikt inny. Jej ciało pragnęło go.
- Nie zatrzymuj się - rozkazał, przedrzeźniając ją.
Na jej ustach odmalował się uśmiech.
- Będę ostrożna – zapewniła. - Nie uszkodzę cię.
Jego palce złapały jej biodra i uniosły ją, usadawiając na główce jego penisa.
- Jedyne co może mnie zranić to to, że zostawisz mnie takim.
- Nie ma takiej szansy – powiedziała, a po chwili zjechała na nim po całej jego długości.
Lysander wyginając się wyszedł jej na spotkanie, oczy miał szczelnie zamknięte, zęby omal nie przegryzły dolnej wargi na wylot. Wspaniale ją rozciągał, poruszał się w dobrym tempie, a ona rozpaczliwie potrzebowała rozładowania. Lecz spowalniała, jego pragnienie było ważniejsze.
- Powiedz kiedy będziesz gotowy…
- Teraz! – krzyknął, unosząc przy tym biodra tak wysoko, że jej kolana oderwały się od materaca.
Jęcząc z przyjemności, unosiła się w górę i dół, ślizgając po jego erekcji. Był dziki nawet dla niej, trzymał tą namiętność głęboko w sobie przez te wszystkie lata, a teraz ona wyrwała się na zewnątrz, całkiem niekontrolowana.
Wchodził w nią dalej, a ona witała go. Podobała jej się jego intensywność. Wszystko co mogła robić, to trzymać się go, ześlizgując po nim w dół i mając przy tym problemy z oddychaniem. Jej paznokcie wbijały się w jego pierś, a ich oddechy mieszały się ze sobą. Gdy dochodziła po raz drugi, Lysander skończył razem z nią, jęcząc.
Złapał ją za szyję i pociągnął ku sobie, łącząc ich usta w pocałunku. Ich zęby uderzyły o siebie, kiedy pocałował ją dziko i prymitywnie.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.paranormalromance.fora.pl Strona Główna -> Paranormal Romance Cytaty Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin