Forum www.paranormalromance.fora.pl Strona Główna

Gena Showalter - Alien Huntress 03 - Savor Me Slowly
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.paranormalromance.fora.pl Strona Główna -> Zablokowane tematy
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Nie 20:03, 18 Gru 2016    Temat postu:

Rozdział 17
Trzy dni później
Plan złapania Nolana w końcu ruszył w życie.
Jaxon usiadł w kącie tętniącej życiem restauracji, osłonięty sztuczną zielenią roślin i stałym otwieraniem kuchennych drzwi. Kelnerzy i kelnerki krzątali się w tę i z powrotem. Rozmowy roznosiły się echem, zlewając w jeden głośny dzwon. Od świec migotało mętne światło, a same świece zdawały się być jedynym źródłem oświetlenia tego przestronnego budynku.
Nie zbyt droga i ekskluzywna, ale również nie tania knajpa, Pearly Gates serwowała jedzenie fascynującej mieszaninie ludzi i obcych, młodych i starych. Jedyną rzeczą która łączyła klientów jak zauważył Jaxon było to, że pochodzili z klasy średniej. Jeśli musiałby zgadywać, powiedziałby, że większość ludzi pracowała na budowach, w szkolnictwie albo była w wojsku.
Jaxon wtapiał się doskonale. Miał na sobie przycięty czarny tupecik, w wojskowym stylu. Na twarzy wystarczająco gumowego makijażu, aby przykryć bliznę i nieznacznie wyrównać rysy, tak aby, Nolan nie rozpoznał go bez dokładniejszych oględzin, a przynajmniej miał taką nadzieję. Jego koszula została obcięta na ramionach, by odsłonić tatuaż z napisem „ Bóg i Ojczyzna” który namalował kilka godzin wcześniej.
Obok niego siedziała Mia. Obserwował drzwi wejściowe, a ona robiła to samo z kuchnią podczas gdy udawali, że są parą, jak każda inna para, jedząc kolację na zewnątrz ponieważ byli zbyt zmęczeni, aby gotować po dniu ciężkiej pracy.
Dallas i Devyn zajmowali stolik po przeciwnej stronie restauracji. Jaxon planował później podroczyć się z Dallasem na temat bycia najlepsza dziewczyną kosmity. Eden, złota Rakanka przyciągała za dużo uwagi, dlatego zostawili ją razem z Kyrinem wewnątrz furgonetki, który również przyciągał za dużo uwagi.
Kyrin miał pieniądze, zapewne więcej niż Jaxon i był dawnym królem swojego świata. Kobiety rozpoznałyby przybysza i zachwycały się nim, a wtedy Mia wyciągnęłaby swoją broń ogniową i wszystkie zabiła.
Ta kobieta miała temperament.
Lucius obserwował chodniki i okolicę. Były rządowy zabójca może i był w stanie po mistrzowsku zmieniać swój wygląd, ale nie zdołał ukryć błysku w oczach mówiącego ‘prędzej cię zabiję niż z tobą pogadam’, co mogło wystraszyć wszystkie małe dzieci.
„Daj mi próbkę głosu,” Eden odezwała się w jego uchu. „Mieliśmy zakłócenia i straciliśmy sygnał na kilka sekund.” Podczas gdy on słyszał ją doskonale, wiedział, że inni tego nie mogą. Cóż, oprócz Mii, Dallasa i Devyna, którzy również ukrywali małe słuchawki.
„Co chcesz do picia kochanie?” zapytał Mię, pochylając się ku niej jak oddany mąż.
„Dr. Rozmowny, w porządku,” powiedziała Eden.
„Chciałabym colę,” odpowiedziała Mia.
„Barbie Balerina, w porządku,” powtórzyła Eden.
Jaxon zacisną usta, aby powstrzymać uśmiech. W jasnych oczach Mii zapłonęła iskra wściekłości.
Przywołał kelnerkę i zamówił drinki. „Czy już zdecydowaliście się, co chcecie do jedzenia?” zapytała kobieta.
„Potrzebujemy jeszcze kilku minut, prawda Barbie?” odpowiedział, a kobieta odeszła z irytacją. Byli trudnymi klientami. Mia uszczypnęła go pod stołem.
Eden nadała każdemu z grupy ksywki; Jaxon zdał sobie sprawę, że Mia zasłużyła na swoją. Kiedyś, przed laty, nowy rekrut przekroczył z dumą drzwi A.I.R mówiąc wszystkim, aby nazywali go Wściekłym Psem. Mia od razu nadała mu imię Kiciuś i tak już zostało. Więc jeśli Eden chciała nazywać ją Barbie Baleriną, on się przyłączy i też będzie ją tak nazywać.
W swoim uchu, Jaxon usłyszał jak Dallas mówi, „Konam z głodu, chłopie”
„Chichot, w porządku.”
Devyn odpowiedział, „Jestem tak głodny, że mógłbym zjeść tamtą kobietę.” Wskazał na biuściastą kobietę.
Jakby wyczuła jego wzrok, kobieta uniosła oczy i złapała uwagę obcego. Devyn pomachał. Odwzajemniając gest, przegryzła dolną wargę. Była ładna z ciemnymi włosami i oczami, promieniując zmysłowością.
Mężczyzna przed nią, prawdopodobnie chłopak, krzywiąc się podążył wzrokiem w kierunku w którym patrzyła. Dallas strzelił Devyna w tył głowy.
Marszcząc brwi, Devyn ponownie zwrócił uwagę tam gdzie powinien. „Co?”
„Skup się na własnej randce, dupku.”
„Casanova, w porządku,” odezwała się Eden. „Nagrywam…teraz.”
Głównym celem Jaxona było złapanie Nolana. Jednakże, nie miał pojęcia w jaki sposób uwięzić obcego i uniemożliwić mu dematerializację. Dlatego też, zamiast zakłóceń planował nagrać głos tego konkretnego Schöna i nie zastanawiać się jak wcześniej, czy to był on, tym samym umożliwiając Jaxonowi pójście za nim aż po kres czasu. Jeśli tego pragnął.
Kilka minut później przybyły napoje, a on i Mia złożyli zamówienie, celowo wybierając rzeczy wymagające najwięcej czasu na przygotowanie.
„Przychodził tutaj cztery noce z rzędu. Co jeśli zdecyduje sobie dzisiaj odpuścić?” zapytała Mia z uśmiechem, jakby komentowała pogodę.
„Nie zrobi tego.” A przynajmniej Jaxon tak uważał. „Wie jak się ukryć. To oczywiste. Ujawnia nam swoje położenie. Zdecydował, że nadszedł czas na rozmowę.”
„Przynajmniej wiemy, że nas nie nagrywa,” wymamrotała.
W zasadzie, to była pierwsza myśl Jaxona. Nolan może mówił, że chce pomóc, ale trudno było zaufać rasie która odpowiadała za zniszczenie kilku planet. Tak więc Jaxon i reszta spędzili godziny przeprowadzając rozpoznanie budynku, używając swoich narzędzi do wykrycia nielegalnych kamer i mikrofonów.
Nic nie znaleźli.
„Nie mogę się doczekać, żeby go spotkać,” powiedziała Mia, głaszcząc nóż do masła jak kochanka.
„Przypomnij mi, żebym nigdy cię nie wkurzył.”
Mia pochyliła się ku niemu, jej usta przy pustym uchu tak, żeby żaden agent nie mógł jej usłyszeć. „ Jedyna rzecz jaką możesz zrobić, żeby mnie wkurzyć jest umawianie się z tą morderczą suką.”
Prawie złamał widelec w pół. „Powtórz to, a cię zranię.” Słowa wydobyły się z zaciśniętego uśmiechu.
„Gdzie leży twoja lojalność? Przynajmniej na to odpowiedz.”
Tylko na nią spojrzał. Jak tylko Schön zostanie zniszczony, zdecydował poświęcić cały swój czas i energię na znalezienie i uwolnienie Mishki. Kusiło go, żeby już teraz ją wyśledzić, zapominając o sprawie, ale jego powód aby tego nie robić nadal był aktualny.
Nie chciał aby rozkazano jej zbliżyć się do Schöna.
Jego sztuczny uśmiech nabrał dzikości i nie mógł nic na to poradzić. Bezpieczeństwo Mishki było ważniejsze od jej wolności. Nie ważne czy było to złe.
Mishka była jego. Należała do niego, a on do niej. Każdego mijającego dnia ta wiedza stawała się coraz wyraźniejsza. Chciał, żeby się wprowadziła, jej ubrań w swojej szafie, jej szczoteczki do zębów obok swojej na blacie w łazience. Chciał budzić się z nią codziennie rano i kochać się w każdym pokoju swojego domu.
„Uspokój się,” mruknęła Mia. „zostawię twoją dziewczynę.”
„Dużo przeszła, dobra? Rzeczy o których nie wiesz, których nie zrozumiesz. Więc nie mów o niej.”
„Jak chcesz. Kochasz ją czy co?”
Czy to była miłość?
Nadal tak nie uważał. Wmawiał sobie, że nie jest w stanie pokochać kobiety, która może dostać rozkaz na jego śmierć, która może zabić go bez zawahania. Jednak to zdawało się mieć coraz mniejsze znaczenie. Wmawiał sobie, że nie może pokochać kobiety, która mogłaby dostać rozkaz pieprzenia miliona innych mężczyzn tuż przed nim. Ale to również, przestawało mieć znaczenie.
Pod rozkazami zabójstwa i seksu ukrywała się zraniona kobieta która pragnęła miłości i akceptacji. Tego, czego pragnął każdy człowiek. Odmawiano jej tego od dzieciństwa. Pewnie obawiała się tych rozkazów tak samo jak on, dlatego też odepchnęła go od siebie i zaprzeczała sobie.
Jak zawsze, rozmyślenia o okropnej sytuacji Mishki wypełniały go wściekłością. Nie na nią, ale na jej szefa. Pieprzony Estap, pomyślał mrocznie. Wiem, że to ty. To ty. Nikt inny nie trzyma swoich łap w słoiku z ciastkami. Wkrótce. O tak, już niedługo się rozliczą.
„Uh, yo, Dr. Rozmowny,” Mia odezwała się oschle, przyciągając jego uwagę. „Skupisz się w najbliższym czasie?”
Potrzasnął głową i spojrzał na nią. Smarowała masło na kawałek chleba, którego nie było na stole kilka minut temu. Kelnerka musiała go przynieść.
Jestem beznadziejnym agentem. „Przepraszam. Co mówiłaś?”
„Pytałam się czy ją kochasz, jednak zdecydowałam, że nie chce wiedzieć, później powiedziałam ci że jesteś okropną randką.”
„I tak mnie kochasz,” powiedział, wiedząc, że to prawda. Kiedy nadejdzie czas, wytłumaczy jej sytuację Mishki nie zdradzając jej. Skrzywdzenie Mishki, zraniłoby również jego i tylko tyle było w tym temacie.
„Kochałam starego ciebie,” powiedziała. „Z tym nowym nie jestem już taka pewna.”
„Och proszę. Zginęłabyś beze mnie. Jedynie pięciu mężczyzn na tej planecie może cię znieść i tak się składa, że jestem jednym z nich.”
Jej bujne, czerwone usta wykrzywiły się w szczerym uśmiechu, rozświetlając całą twarz. „Niech to cholera, ale masz rację.”
Posiadała delikatne piękno, miękkość, niemal kruchość. W czasie pierwszego roku w jednostce, Jaxon zaprosił ją na randkę. Od razu go zbyła z oburzonym ‘Nie do diabła’ co za każdym razem kiedy sobie przypomni doprowadza go do śmiechu.
Była dobra w kontrolowani jego ego i może więcej.
Podwójne drzwi otworzyły się. Jaxon ujął rękę Mii i odchylając się na krześle, zrelaksowany, swobodny, przyciągnął kłykcie do ust jakby o nic nie dbał. Jakby była pępkiem jego świata i nie myślał o niczym innym jak z nią romansować. Czy to Nolan?
Mężczyzna po pięćdziesiątce wpłynął do środka, obok niego kobieta koło trzydziestki. Kiedy pojawi się Nolan?
Chwilę później, kelnerka przybyła z ich jedzeniem. Wypełnione miski makaronu alla Pecoraro. Zapach obfitego sosu popłynął do jego nosa powodując, że odetchnął głęboko. Pociekła mu ślinka, chociaż nie był głodny.
„Czy mogę zrobić coś jeszcze?”
„To na razie wszystko,” powiedział, a kelnerka odeszła.
Mia nabrała kęs, przeżuła i połknęła. „To jest cholernie dobre. Na pewno tu wrócę.” Zgodził się. Był tutaj pierwszy raz, ale nie będzie on ostatnim.
„Więc,” odezwała się po tym jak przełknęła kolejny kęs. Jej wzrok skierował się na kuchenne drzwi i wiedział, że ktoś wychodzi. Kiedy mówiła dalej bez przerywania, domyślał się, że to tylko kolejny członek personelu. „Twoja dziewczyna przekazała ci jakieś dziwne informację, których nie jestem pewna czy rozumiem.”
Wiedział, że dziewczyna o której była mowa to zarażony człowiek którego przesłuchał. „Ja również nie jestem pewien czy zrozumiałem.” Chyba że wirus w jakiś sposób pozwalał zainfekowanym ludziom na rozmowę ze sobą za pomocą umysłu.
Wydawało się to niemożliwe. Ale niemożliwe rzeczy zdarzały się każdego dnia. Kosmici, kiedyś uważani za coś z mitologii i literatury, teraz chodzili po Ziemi. Dallas został raz wskrzeszony z umarłych. Mia miała stałego chłopaka który nie chciał jej zabić.
Jednak jedynym sposobem, aby potwierdzić możliwość telepatii było dołączenie do zainfekowanych i tym samym do rozmowy. Nie dziękuję. Jeśli kobiety mogły się komunikować między sobą, czy mogły również z Schönami?
A jeśli mogły, jakie informacje na temat A.I.R. przekazywały obcym? Tak wiele pytań, a mało odpowiedzi.
Minęły go dwie kelnerki niosące wielkie tace z jedzeniem. Jaxon wykonał szybki, ukradkowy skan restauracji, szukając czegoś odbiegającego od normy. Wszystko nadal było w porządku. Ludzie nadal jedli, pili i się śmiali. Linia klientek zawijała się w kolejce do damskiej toalety, a przed drzwiami zebrała się mała grupa czekająca na stoły.
„Chyba go widzieliśmy,” odezwała się nagle Eden w jego uchu. Oboje Jaxon i Mia zesztywnieli patrząc się na siebie.
„Jeśli to on, właśnie skręcił za róg i zbliża się do was.”
„Jesteś pewien?” zapytała Mia, chociaż pytanie skierowała do Jaxona, jakby nadal byli w trakcie stymulującej rozmowy.
„Powiedziano mi, żebym miała na oku obcego który jest niewyobrażalnie przystojny i skusi mnie do odejścia od miłości swego życia, więc tak, jestem pewna.” Ostatnie słowa wypowiedziane zostały z rozmarzeniem.
„Zabije go,” Lucius warknął w tle. Musiał wrócić do vana, pomyślał Jaxon.
Eden wydała zachwycony chichot. „Nie jest sam dzieciaki.”
„Jak wielu?” Zapytał Jaxon, kula strachu zagnieździła się w dole jego brzucha. „Troje. Dwóch ludzkich mężczyzn i kobieta.”
Pod stołem, ścisnął dłonie w pięści. Nie. Cholera nie! Nie mogłaby; Nie znalazła Nolana pierwsza. „Opisz,” zdołał wydusić.
„Wysoki, umięśniony i…”
„Nie mężczyznę.” Jego wzrok uczepił się Mii, która obserwowała go uważnie kiedy nabijała na widelec kolejne porcje makaronu. Nie wyglądała na zadowoloną. Raczej gotową do mordu.
„Z tego co widzę to prostytutka. Szczupła, nosi serwetkę zamiast sukienki i kurtkę ze sztucznego futra, mimo, że jest lato. Zakryte obcasy wielkości góry. Bez nich ma może… metr siedemdziesiąt siedem, metr osiemdziesiąt wzrostu. W nich jest olbrzymia. Krótkie czarne włosy, obcięte na chłopca. Opalona skóra. Ciemne oczy, tak myślę.”
Nie te włosy, złe oczy i kolor skóry. Wzrost się zgadzał. A wiedział jak uzdolniona była Mishka w przebieraniach.
„Pierścionki?”
Przerwa. „Trzy na jednej ręce. Dwa na drugiej. Mogę nie rozpoznawać kobiety, ale poznaje pierścionki.”
Cholera. Lęk się nasilił.
„Wejdą do restauracji za pięć. Cztery. Trzy.”
Drzwi otworzyły się i tak, wszedł Nolan. Wyglądał tak samo jak wcześniej, zbyt przystojny, żeby być śmiertelnikiem, tylko, że teraz pod jego oczami znajdowały się ciemne cienie. Jego ramię przewieszone było wokół ramion prostytutki, jego wielkie ciało blokowało ją przed wzrokiem Jaxona. Każdy nerw w jego ciele przeszedł w stan gotowości kiedy czekał. Rusz się!
Nolan rozmawiał z hostessą. Wcześniej ukryli tam mikrofon.
„Mamy teraz jego głos w bazie,” powiedziała podekscytowana Eden. „Może będziemy mogli użyć go do wytropienia innych. Może w częstotliwości ich głosów istnieją podobieństwa.”
Zakłócenia, a następnie, „Poprosił o swoje stałe miejsce na środku.”
Jaxon obserwował jak dwóch ludzkich mężczyzn ustawiło się za Nolanem, ich wyrazy twarzy nieufne i ostrożne kiedy skanowali otoczenie.
Wynajęta ochrona?
Nolan musiał wiedzieć że A.I.R. tu będzie. W końcu tego obcy właśnie chciał. Musiał również wiedzieć, że dwoje ludzi nic nie znaczy. Broń ogniowa przetnie ich jak nóż jedwab.
Nolan nie rozejrzał się dookoła, ani też nie wyglądał w najmniejszym stopniu na zmartwionego, kiedy hostessa prowadziła go w głąb restauracji. To martwił Jaxona. Oznaczało, że kosmita wiedział coś, o czym on nie miał pojęcia. Tylko co?
Nolan zachowywał prostytutkę w ukryciu, osłaniając ją i utrzymując nieco z tyłu przy boku. Celowo? Kobieta odwróciła się, żeby na niego spojrzeć. Nawet hostessa nie był odporna. Posyłała mu leniwe spojrzenia przez ramię. Jej sutki były twarde, kończyny chwiejne. Kilka razy potknęła się o własne stopy i wpadła na stoliki.
Następnie, grupa dotarła do swojego stolika i Nolan usunął się z drogi.
Jaxon odkrył, że patrzy na Mishkę. Jego serce zabiło o żebra, niemal łamiąc kości. Roześmiała się na coś, co powiedział Nolan, pokazując idealne zęby.
Zęby które Jaxon lizał, żeby dostać się wewnątrz jej ust. Zazdrość zmieszała się z szokiem i podnieceniem.
„Nie rób tego,” odezwała się nagle Mia, najwyraźniej wyczuwając jego potrzebę wstania i powalenia Nolana. Więcej, jego potrzebę wzięcia Mishki w ramiona, trzymania jej mocno i nie wypuszczenia już nigdy.
Jak długo byli razem? O czym rozmawiali? Co do diabła robili?
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Nie 20:03, 18 Gru 2016    Temat postu:

Rozdział 18
Le’Ace zajęła miejsce przy stoliku Nolana.
Gorące spojrzenie Jaxona wbijało się w nią, rozpalając wszelkiego rodzaju fizyczne reakcje. Reakcje których nie mogła ukryć. Jej puls grzmiał na karku. Jak u kelnerki, jej sutki stwardniały w maleńkie punkciki. Skóra nabrała rumieńców.
Chociaż Jaxon poszerzył szczękę, prawdopodobnie gumą, wydłużył nos w coś na kształt orlego dziobu i zmienił kolor oczu i włosów, rozpoznała go w momencie wejścia do restauracji. Jej kolana prawie się pod nią ugięły, oddech ugrzązł w gardle, a ciepło zapłonęło w jej piersi niemal do nieznośnego stopnia.
Roztaczał wokół siebie unikalną męskość, którą ona i chip prawdopodobnie będą w stanie zawsze wskazać, nie ważne gdzie byli i z kim. Co więcej, nie dało się ukryć dzikiej, zaborczej aury którą właśnie rzucał w jej stronę.
Tylko jeden mężczyzna tak na nią patrzył.
„Trzęsiesz się,” Nolan odezwał się obok niej i naprawdę brzmiał na zatroskanego. Usiadł na swoim krześle, jego ‘przyjaciele’ których wyrwał z ulicy i płacił za ochronę klejnotami skradzionymi z teraz upadłej planety Raka, pozostali przy przeciwległej ścianie, aby bez przeszkód obserwować budynek. „Czy on tu jest?”
On. Jaxon. Przełykając ślinę przeniosła wzrok z jednej ręki na drugą. Rzeczywiście. Trzęsły się jak liście na wietrze. Opanuj to cholerne trzęsienie, poleciła chipowi.
Drgawki są sposobem w jaki twoje ciało uwalnia emocje. Jeśli ustaną, emocje wzrosną. Przystąpić do zatrzymania?
Zacisnęła zęby. Nie.
„Tak,” odpowiedziała Nolanowi, potwierdzając informacji które już posiadał. „Jest tu.” Może byłoby lepiej gdyby wymaz pamięci się powiódł. Życie bez Jaxona powodowało, że świat o którego stworzenie tak walczyła rozpadał się, zupełnie jak podejrzewała. Tylko, że rzeczywistość była o wiele bardziej druzgocąca.
Zmysłowe wargi Nolana podniosły się w leniwym uśmiechu. „Nareszcie.”
„Naliczyłam pięciu innych agentów.”
Jego uśmiech nie zniknął. „Ja tylko czterech.”
„Zapomniałeś o vanie zaparkowanym na ulicy. W środku musiał być przynajmniej jeden agent. Może dwóch, lub trzech.”
„Ach, van.” Skinął głową w zamyśleniu. „No tak.”
„Pewnie jesteśmy teraz nagrywani.”
Wzruszył ramionami, niezbyt przejęty.
Zarozumiały dupek. Postrzegał się za niezwyciężonego, a kobiety były na każde jego skinienie. Ale to nastawienie posiadało fatalną wadę, którą była Le’Ace. Och znał jej tożsamość i wiedział, że należy do Jaxona. Uważał po prostu swój urok za silniejszy i założył, że w końcu mu ulegnie. Chociaż, podejrzewała, że nie chciał tego. Wolał aby udowodniła, iż kocha Jaxona.
Bo właśnie do tego to wszystko się sprowadzało dla Nolana. Do miłości.
Wiedział kim była od dnia nawiązania kontaktu trzy dni temu. Ale też, jej przebranie nie było, ani nie miało być dla jego korzyści. Miała wiele tożsamości w tym mieście i musiała być ostrożna którą pokazuje publicznie. Jeśli niewłaściwa osoba zobaczyłaby ją jako Marie, Clarisse, albo Tess, czy też każdą inną kobietę, mogli zacząć ją śledzić, strzelać do niej, albo nawet zmusić do porzucenia tożsamości którą tworzyła przez lata.
Westchnęła. Nolan spodziewał się, że przekona Jaxona, żeby mu pomógł, albo ostatecznie sama go uratuje. Chyba, że ją oszukał, zawsze istniała taka możliwość.
„Czego się napijecie?” Zapytał kelner.
Chciała kieliszek wódki na uspokojenie nerwów. Poradzę sobie?
Schudłaś trzy funty przez ostatni tydzień. Dziś nic nie jadłaś. Taka ilość alkoholu uczyni cię podatną i nieskuteczną.
„Wodę z miętą,” odrzekła rozczarowana.
Po tym jak Nolan złożył swoje zamówienie, pochyliła się o przodu i powiedziała do kelnera. „Nie patrz, ale za tobą znajduje się dżentelmen z tatuażem ‘Bóg i Ojczyzna’ i ładna brunetka przy jego boku. Wiesz o kim mówię?”
Mężczyzna skinął głową.
„Zanieś mu płonący koktajl jako komplement ode mnie.” Z kolejnym skinieniem kelner odszedł.
„Brunetka,” odezwał się Nolan, podążając palcem po swojej szklance z wodą. „Kim ona jest?”
„Jeszcze jednym agentem,” skłamała Le’Ace.
„Jesteś o nią zazdrosna?”
Zazdrosna o Mia Snow, nadzwyczajną sukę? „Tak,” przyznała. Nie było powodu aby kłamać. „Znam ją. Ona i ja mamy wspólną historię.” I nie jest ona piękna. Mia jej nienawidziła i miała ku temu powody.
Dawno temu, Le’Ace dostała rozkaz likwidacji przyjaciółki Mii, żeby pokazać innym rekrutom A.I.R. konsekwencje zdrady, świadomej czy też nie. Le’Ace popełniła błąd czytając wcześniej akta dziewczyny; trudna przeszłość, przemoc seksualna, ściskała jej serce, ponieważ rozumiała potrzebę kochania i bycia kochaną dziewczyny i jak ta potrzeba może sprowadzić kogoś na manowce.
Błagała swojego szefa, w tamtym czasie ojca Estapa, żeby oszczędził dziewczynę.
Odmówił więc prosiła bardziej. W końcu ciągłe odmowy przysporzyły jej surową karę. Użył chipu aby wysłać bolesne impulsy elektryczne przez jej mózg, a te impulsy powaliły ją na kilka dni. Trzeciego dnia, praktycznie błagała żeby zabić dziewczynę.
W niektóre noce Le’Ace nadal przeklina swoją słabość i fakt, że poddała się tak szybko i łatwo. Powinna walczyć mocniej, powinna umrzeć, zamiast dodawać kolejny zły uczynek.
Nie jest za późno.
Ta zabłąkana myśl wydawała się niewinna. Wiedziała, że nie jest i zamrugała z zaskoczenia. Przez te wszystkie lata, robiła wszystko co konieczne, aby zachować życie, nawet wiedząc, że świat byłby bez niej lepszym miejscem. Ale żyła, ponieważ miała nadzieję na pojedynczy moment miłości, jedną chwile spokoju.
Tydzień temu przeżyła to pierwsze. Z Jaxonem. Nie mogła już więcej zaprzeczać. Trzymał ją w ramionach i dał niewyobrażalną rozkosz. Dał jej radość w przepełnionym bólem życiu. Czuła się kochana, chociaż on jej pewnie nie kochał. Czuła się cenna.
Mogła teraz z radością oddać życie. I może zabrałaby ze sobą Estapa. Uświadomienie sobie tego wstrząsnęło nią. Po tak zażartej walce, czy dałaby radę w końcu się poddać?
„Wszystko w porządku?” zapytał Nolan, wcinając się w jej myśli.
Później. Pomyśli o śmierci Estapa później. Świat stanie się bez nich lepszy, to już wiedziała. „Tak,” udało jej się wydobyć, jej głos drżał tak mocno jak dłonie. „Wszystko dobrze.”
„Mogę się przysiąść?”
Słysząc głęboki głos Jaxona sprawił że jej serce się zatrzymało, a oddech po raz kolejny ugrzązł w gardle. Powoli odwróciła głowę. A następnie, nagle, spojrzała mu prosto w oczy.
Gęsia skórka pokryła jej ciało, a w ustach zaschło.
Jego powieki zwężone zostały do małych szparek. „Dziękuje za drinka.” Głos teraz sztywny i formalny. „Mam nadzieję, że nie obrażę cię jeśli odmówię.” Postawił z trzaskiem drinka na stole i przesunął palcami do przodu, czerwony płyn rozlał się znad krawędzi.
„Ależ skąd,” wyksztusiła. „Przyłączysz się do nas?”
W ciszy, przysiadł na ostatnim wolnym krześle przy stoliku. Spojrzała przez ramię. Mia Snow teraz otwarcie ją obserwowała, ze wstrętem wymalowanym na twarzy.
„Nolan wie kim jesteś,” powiedziała, odwracając się i próbując zamaskować napięcie jakie trzaskało między nią a Jaxonem.
Skinął głową. Światła i cienie z umieszczonej na środku stołu świecy migały na jego twarzy, wirując i tańcząc, sprawiając, że wydawał się szorstki i bezwzględny. Zupełnie niepodobny do delikatnego kochanka którego znała. „Domyśliłem się tego.”
„Wolałem inny wygląd,” powiedział przybysz spoglądając na nowy nos Jaxona z obrzydzeniem. „Dlaczego to sobie zrobiłeś?”
„Jakie są twoje zamiary wobec niego?” zapytała Le’Ace, ignorując obcego. Wiedziała, że Nolan oczekiwał, aby okazała zmartwienie.
„A jak sądzisz?” warknął Jaxon.
Odmawiał spojrzenia na nią, a odpowiedź na jego pytanie nie chciała utworzyć się w jej głowie. Wszystko o czym mogła myśleć, wszystko co tak naprawdę chciała wiedzieć, to czy tęsknił za nią, czy nadal chciał ją ze sobą i czy Mia nastawiła go przeciw niej.
„Oboje jesteście tu z jakiegoś powodu,” odezwał się Jaxon. „Ktoś chce mnie oświecić, czy mam zacząć zgadywać?”
Jej najbardziej kobieca część nienawidziła tego dystansu, który powstał między nimi, nawet jeśli wiedziała, że tak jest najlepiej. Chociaż chciała to zniszczyć, rzucając się na niego i błagając o uwagę.
Czego się po nim spodziewałaś? Jesteś dla niego toksyczna, dla jego kariery, życia i on musiał to sobie uświadomić.
„Wciąż chce wam pomóc,” powiedział Nolan.
„Więc dlaczego zniknąłeś ostatnim razem?” Usta Jaxona rozciągnęły się w wąskim grymasie. „Dlaczego zajęło ci aż tyle, aby znowu się pojawić?”
Tracąc pogodne oblicze, Nolan pochylił się do przodu i uderzył dłońmi w stół. Promieniowała od niego wściekłość i jak kryształy wirowała w jaśniejących głębinach jego oczu. Świece zakołysały się, sztućce uderzyły o siebie. „Nie masz pojęcia jakie to jest dla mnie trudne. Ludzie których chcecie zabić są moimi przyjaciółmi, braćmi, jedynym łącznikiem jaki posiadam ze swoją własną rasą i mam zamiar ich zdradzić.”
Jaxon nie złagodniał. „Jakie to dla ciebie trudne? Ludzie umierają i jest to twoja sprawka.”
„Nie chce tego, do cholery!” Jego twarz przyćmiło cierpienie.
Ludzie gapili się, ale Le’Ace pozwoliła na wymianę bez wtrącania. Potrzebowała aby ci dwaj mężczyźni zaczęli pracować nieco bardziej cywilizowanie, a co oznaczało, że musieli poruszyć kilka rzeczy. Jeśli musiało to stać się publicznie, niech tak będzie. I tak nikt nie wiedział o czym rozmawiali. Chciała tylko ochronić i jak najszybciej odciągnąć Jaxona od tej sprawy.
„Byłbym idiotom, żeby ci zaufać,” powiedział Jaxon. „Z tego, co wiem, to może być spisek aby zmylić A.I.R.”
„Uh, wasze drinki,” odezwał się kelner, kładąc szklanki na stole.
Kiedy młody człowiek odszedł, Jaxon oznajmił, „Musimy przenieść naszą rozmowę w jakieś mniej publiczne miejsce.”
„Nie,” odrzekł Nolan. Potarł podbródek dwoma palcami, jego jedyny pierścień zaświecił w świetle. Zauważyła, że strzegł tego pierścienia jakby był skarbem narodowym, chociaż był w kolorze miedzi i wydawał się bezwartościowy. „Posłuchaj, jestem zmęczony tą destrukcją. Jestem wykończony śmiercią. Chce wam pomóc. Za długo siedziałem nie robiąc nic, mając nadzieję, no cóż, że jest nadzieja dla naszego rodzaju.”
Jaxon przewrócił oczami. „A teraz co? Wiesz lepiej?”
Ponure przytaknięcie. „O tak, wiem lepiej.”
Le’Ace zastanawiała się, co spowodowało zniszczenie jego nadziei. Nigdy nie powiedział.
Chwilę później, nie mogła już zebrać myśli. Jaxon w końcu na nią spojrzał. Słodka błyskawico, rzeczy które robiło z nią jego srebrne spojrzenie. Jej ciało zapłonęło, ogień lizał jej skórę.
„No i?” powiedział. Najwyraźniej chciał jej opinii na temat wszystkiego co zostało powiedziane.
W jakiś sposób udało jej się swobodnie wzruszyć ramionami. Nie miała dla niego prawdziwej odpowiedzi. Już wyciągnął więcej od Nolana niż ona przez ostatnie trzy dni. Z nią, Nolan rozmawiał o swoich pragnieniach naprawienia wszystkiego i o niczym więcej.
Kiedy Jaxon ponownie zwrócił uwagę na Nolana, jej pierś szarpnęło ostro, zostawiając tak uporczywy ból jak impulsy w jej mózgu. Przez chwilę, w jego oczach znajdywało się ciepło. Ciepło, potrzeba i wszechobecna żądza.
Pobożne życzenie z jej strony?
„Powiedz mi, gdzie są twoi bracia.” Jaxon skrzyżował ramiona na piersi. Aby sięgnąć po broń? „Jeśli jesteś tak zdeterminowany aby pomóc, to jest twoja szansa.”
Oczy Nolana stały się zimne. „Ich lokacja wam nie pomoże. Jeszcze. Nie macie pojęcia jak ich zatrzymać kiedy już ich znajdziecie.” Pociągnął za kołnierzyk pokazując zwyczajny naszyjnik.
Z rumieńcami na policzkach, Le’Ace zjechała niżej na siedzeniu. Drań. Musiał się pochwalić.
„Widzisz prezent od Diablicy?” Zapytał z dumą.
„Tak.” Jaxon obdarzył naszyjnik zaciekawionym spojrzeniem, a Le’Ace zauważyła, że nie zapytał kim była Diablica. „Więc.”
„Więc. Powinno mnie to związać w miejscu. Nie zrobiło tego i nie zrobi. Wątpię żebyście mieli coś, co by zadziałało.”
Oczy Jaxona zmrużyły się podejrzliwie. „Posiadasz dużą wiedzę na temat Ziemi, jej ludziach i technologii. Właściwie, twój Angielski jest doskonały. Zważywszy na to, że jesteś tu tylko kilka tygodni.”
Nolan wzruszył ramionami. „Badamy planety zanim na nie wkroczymy.”
Planety, w liczbie mnogiej. Więcej dowodów że Schöni odwiedzali inne planety. „Jak?”
„Istnieją sposoby,” to wszystko co powiedział przybysz. „Telewizja, komputery, ludzie.”
Sposoby które też pomogłyby A.I.R. w badaniu innych planet i ich mieszkańców, była pewna. Jeśli już tego nie robili.
„Nie jestem pewien czy chcę ci w czymkolwiek pomagać. Jak do tej pory, nie czuje do ciebie nic oprócz pogardy.” Spostrzegł Jaxon.
„Ja też ją do siebie czuje.” Nolan ponownie wzruszył ramionami.
Dobry aktor czy prawdziwa szczerość? Trzymał się na dystans od innych Schönów, których ponoć planował zdradzić z powodu ich czynów, jednak sam wziął kochankę i przekazał jej wirusa.
Prawie go zabiła, kiedy zobaczyła tę kobietę wychodzącą z jego sypialni. Zamiast tego, Le’Ace przyłożyła mu nóż do gardła. Płakał i bełkotał, a ona słuchała. Te łzy nie robiły na niej wrażenia, więc przesunęła nadgarstek żeby ciąć. W tej właśnie chwili, wypowiedział jedyne słowa które były w stanie powstrzymać jej dłoń: Pomogę tobie i twojej miłości.
Tobie i twojej miłości.
Jaxon.
W ten oto sposób, zaprzyjaźniła się z obcym, tak jak chciał tego Estap. Jednak kierowała się własnymi pobudkami. Jaxon. Zawsze Jaxon.
„Masz nam jeszcze coś do powiedzenia?” zapytała Nolana.
Kelner pojawił się ponownie, gotowy przyjąć zamówienie. Le’Ace odprawiła go ręką.
„Najpierw, chcę gwarancji dożywotniej ochrony od A.I.R.,” odrzekł Nolan.
„Nie ma takiej opcji.” Niezwłocznie odpowiedział Jaxon.
Le’Ace potrząsnęła głową. Czyżby zapomniał jak kłamać?
„Dlaczego miałbym zaoferować ci ochronę,” kontynuował, „gdy nie jestem pewien czy możesz dostarczyć mi informacji których potrzebuję?”
Ach, blef. Powinna wiedzieć, że potrafi pracować pod tym kątem.
Nolan poruszył się niespokojnie na krześle. „Niedługo się rozproszą. Masz tydzień, może dwa zanim będzie za późno, żeby ich zatrzymać.”
Wojna dwóch blefów. Który wygra?
„Dlaczego się rozpraszają?” Zapytała, zdeterminowana żeby go przyłapać jeżeli rzeczywiście przesadzał.
„Jest wiele powodów,” odpowiedział Nolan. „Jednego z nich możesz prawdopodobnie się domyślić. Wiedzą, że jesteście na ich ogonie i chcą was uniknąć. Oni wciąż się uczą, szukają odpowiedzi na pytanie które wszyscy dzielimy. Zabiorą wszystko co mogą z Nowego Chicago, a następnie ruszą w dalszą drogę, aby dowiedzieć się więcej.”
Ramiona Jaxona wyprostowały się. „A na jakie pytanie szukają odpowiedzi?”
Nolan pociągnął łyk wody w milczeniu.
Minęła minuta, później następna. Nie odpowiedział, tylko pił swój napij, jakby był sam.
„Czy ofiary mogą rozmawiać ze sobą za pomocą umysłu?” Zapytał Jaxon, przechodząc dalej.
Oczy Nolana rozszerzyły się, w ich lśniących głębinach odmalowywał się szok. „One nie mogą.”
Zamrugała. Co miał na myśli?
Niewiadoma. W jego słowach może znajdować się ukryte znaczenie.
„One nie mogą,” powiedziała, „ale ktoś inny może?”
Nolan skinął głową ponuro.
„Nie rozumiem,” powiedział Jaxon.
„Pomyśl o tym.” Nolan zrównał się z nim gorącym spojrzeniem. „Kiedy zostają zarażeni, co jeszcze znajduje się wewnątrz ich umysłów?”
„Jedynie… niemożliwe.” Jaxon potrząsnął głową.
„O tak.”
Jakby nadal nie mógł przetworzyć tej informacji, Jaxon przeszedł do kolejnego pytania. „Dlaczego wybierają tylko płodne kobiety?”
Smutna, tęskna aura otoczyła obcego. „Myślałem, że już na to wpadłeś. A kobiety nie są jedynymi ofiarami.”
„Nolan wiesz, że nienawidzę kiedy się uchylasz od odpowiedzi i zdajesz sobie również sprawę z tego, że w walce wybiorę jego zamiast ciebie, tak jak i on wybierze mnie.” Wmówiła sobie, że złożyła tą deklarację ponieważ Nolan uważał, iż ona i Jaxon są zakochani. Obydwoje, a nie tylko Le’Ace. Wyciągnęła nóż z buta i przycisnęła czubek między nogami obcego. „Odpowiedz mu.”
Nolan roześmiał się, jego oczy błyszczały. „Chciałbym żebyś nie była zajęta. Kobieto, rozbawiasz mnie.”
Co do diabła? Jaxon był jedynym mężczyznom, który śmiał się kiedy przystawiała do niego broń. Kiedy Jaxon to robił, chciała dołączyć do jego rozbawienia. Kiedy jednak robił to Nolan, chciała jedynie ciąć głębiej.
Był po prostu zbyt pewny siebie.
„Odpowiedz mu.” Cholera. „Proszę.”
„Szczęściarz z ciebie,” Nolan powiedział Jaxonowi. Jaxon jednak milczał, jego wyraz twarzy stawał się zimny.
Co oznaczał ten chłód? Żadnej reakcji. Nie myśl o tym.
„Nie potrzebują płodnych kobiet, aby przekazać wirusa. Seks to robi, nie zależnie od płci czy też okoliczności. Płodność jest jedynie dodatkiem, afrodyzjakiem.”
Jaxon skinął zachęcająco. „Mów dalej. Słucham.”
Boże, podziwiała go. Gotowy, silny, niezniszczalny, niewzruszony. Był absolutnie wspaniały. Dotykałam go, całowałam. Przez jedną noc, był mój. Dlaczego patrzy na mnie z takim chłodem?
Nie myślimy o tym, pamiętasz?
„Każdy z nas, moi bracia i ja mamy w sobie wirusa.” Nolan brzmiał na zawstydzonego. „Jedynym sposobem aby go kontrolować jest…” przełknął ślinę, „przekazanie go innym, wypuszczanie jego części z naszego wnętrza i utrzymywanie jego poziomu na minimum.”
Nastała trzeszcząca cisza kiedy Jaxon absorbował tą informację.
Nolan ciągnął dalej. „Ci którzy są zakażeni mogą zachować życie wtedy i tylko wtedy, gdy przekażą go dalej. I dalej. I dalej. Nasze kobiety i tak nieliczne, były używane przez wielu z nas. Nie przetrwały długo. To dlatego musimy przenosić się z planety na planetę. Nie chcieliśmy ich nauczyć, dlatego nie wiedzą co robić, jak się uratować.”
Le’Ace zabrała nóż z jego uda, ponieważ była zbyt blisko żeby go dźgnąć. Jego oświadczenie ją rozjuszyło. „Słyszałeś kiedyś o masturbacji, ty chory draniu?”
„Uwierz mi, to nie działa.”
„Dlaczego nie? Jeśli potrzebujesz tylko wytrysku do kontrolowania wirusa, sprawienie że dojdziesz powinno załatwić sprawę.”
Nolan postukał palcem o brodę. „Jak mógłbym poprawnie to wyjaśnić?” Skierował do siebie pytanie, zwracając wzrok na sufit.
„W czasie gdy będziesz nad tym myślał,” odezwał się Jaxon, „dlaczego nie wyjaśnisz jak studiowanie zrazy ma pomóc w jej rozprzestrzenianiu? Mamy laboratoria, sposoby powstrzymania…”
Nolan ponownie pokręcił głową, tym razem bardziej uporczywie. „Jedynym słowem, które jest najbliższe opisaniu wirusa to, to, że jest żywy. Proszę, to powinno odpowiedzieć na oba pytania. Jest żywy, ma możliwość komunikowania się ze sobą nawet jeśli żyje wewnątrz różnych nosicieli i nie opuści nosiciela przy masturbacji. Nigdy. W ten sposób nie może znaleźć kolejnego gospodarza. Pobieranie krwi jednak, zapewnia nowego nosiciela. Ostatecznie.”
„Jak?” Ona i Jaxon zapytali jednocześnie. Spojrzała na niego, ale on patrzył na Nolana.
„Wirus może nie być w stanie utrzymać się w ciele, kiedy zostanie wyciągnięty przez strzykawkę, ale może wyczuć inną żywą istotę. Osoba pobierająca krew, technik laboratoryjny… wirus znajdzie sposób, aby wejść w tego człowieka. Jeśli wasi lekarze pobrali próbki, są zarażeni, ponieważ jedynym sposobem unicestwienia wirusa jest zabicie nosiciela bez rozlewu krwi.”
Le’Ace przekręciła głowę na bok, obserwując go. „To oznacza, że trzeba cię zabić.”
„Tak,” wyznał w smutnym westchnieniu.
„Mimo to walczysz, żeby żyć.” W momencie kiedy to wypowiedziała, słowa i ich znaczenie uderzyły w jej umysł. Zaśmiała się, Jaka ze mnie hipokrytka. Zawsze sama to robiła: żyła nawet jeśli inni przez to cierpieli. „Są rzeczy których chcesz doświadczyć przed śmiercią. Dlatego szukasz ochrony.”
Zaskoczenie rozświetliło punkciki światła w jego oczach. Skinął głową. „Tak.”
„Twoje życie, zniszczy innych,” powiedziała, wiedząc, że mówi również o sobie. Nigdy więcej, pomyślała. Wcześniej rozważała pozwolenie aby ją zabili, teraz wiedziała, że musi umrzeć.
Nie było dla niej innego wyjścia. Nigdy. Była głupia, że kiedykolwiek myślała inaczej.
Nie pozwoliła sobie na dalsze rozważania, nie pozwoliła sobie doświadczyć najmniejszego błysku emocji. Nie tutaj, nie teraz.
„Miłość,” Nolan odezwał się ze smutkiem. „Pragnę jej chociaż skosztować.” Tak jak ona.
„Jak tylko poznam miłość, będę mógł umrzeć jako szczęśliwy mężczyzna.”
Jej wzrok powędrował do Jaxona. Nadal obserwował Nolana, chociaż myślała, że może jego boczna uwaga jest skierowana wyłącznie na nią. Miłość. W końcu znalazła swoją, jedynego mężczyznę który skradł jej serce. Teraz kiedy koniec był już blisko, mogła to szczerze przyznać. Kochała go. Naprawdę go kochała.
Dał jej wszystko.
W zamian, ona zrobi wszystko co w jej mocy, żeby pomóc Jaxonowi w sprawie. Była mu to winna. Później… cóż. Później.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Wto 18:12, 25 Kwi 2017    Temat postu:

Bardzo dziękuję bivillo za możliwość przeczytania tych rozdziałów Very Happy
Każdy rozdział "wciągał" mnie coraz bardziej...
Pozdrawiam
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.paranormalromance.fora.pl Strona Główna -> Zablokowane tematy Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin