Forum www.paranormalromance.fora.pl Strona Główna

Ulubione cytaty ShL

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.paranormalromance.fora.pl Strona Główna -> Paranormal Romance (Autorki) / Shelly Laurenston
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Nie 20:14, 15 Mar 2015    Temat postu: Ulubione cytaty ShL

Jak w temacie Very Happy chociaż obawiam się, że możemy tutaj cytować całe książki Very Happy Ale spróbujmy :>

"Mace zdał sobie sprawę, że właśnie w tej chwili mają tę ‘chwilę dla siebie’. To nie do zaakceptowania.
- Jezu, Dez, co to?
Dez podążając za wskazaniem Mace’a, obróciła się, żeby spojrzeć do tyłu. Wtedy on wykorzystując chwilę nieuwagi, drugą ręką złapał za kark Smitty’ego, i walnął jego głową o biurko Dez. Kiedy się odwróciła, Mace patrzył na nią niewinnie. Smitty drapał się po czole, a partner Dez zaczął się zanosić histerycznym śmiechem. - Co zrobiłeś?
Mace mrugnął. - Nic.”
The Mane Event

„Nic nie wkurzało wilka bardziej, niż przyrównanie go do psa.
Smitty nie rozmawiał z nim przez trzy miesiące, gdy znalazł go pijanego i rozmawiającego z owczarkiem niemieckim o cieście jego matki.”
The Mane Event

„Spojrzał na jedna trzecią jej kanapki.
- Skończyłaś?
- Boże, jesteś bezczelny. Zapomniałam już, jaki jesteś bezczelny.
- Nie. To nie jest bezczelność. Ale mogę być bezczelny. - Zabrał jej resztę kanapki i wrzucił do swoich ust. Przeżuł. Przełknął. -Teraz skończyłaś?"
The Mane Event

„- Więc, kolego. Czy właściwie już jej powiedziałeś, że jesteś w niej zakochany?
- Nie pozwoli mi. Kiedy próbowałem, zrzuciła mnie ze schodów.
- Nie martwi cię to?
- Nie było aż tylu schodów.”
The Mane Event

“Ale Gwen zapomniała, że Mitch nie był przyzwyczajony do podróżowania tak jak Sissy – twarda podróżniczka od osiemnastki. I przez ten błąd w obliczeniach, jej brat był tutaj… wykończony, wkurwiony i gotowy zabić niedźwiedzia. Jej niedźwiedzia!
Mitch Shaw ruszył prosto na Locka, z wysuniętym pazurami, gdy ruszył zadać zabójczy cios, siła w tych szponach zdolna złamać ludzki kręgosłup jednym dobrym uderzeniem.
Nawet gorzej, Lock nie był zaskoczony. Zaskoczony Lock mógł podjąć zdrową walkę. Spokojny Lock mógł mieć swoją dupę skop…
Och. Och.
Cóż, tego nie oczekiwała.
Nie tylko Lock nie był zaskoczony, ale też nie był wystraszony. Ani zły. A gdy Mitch rzucił się na niego, Lock zwyczajnie wyciągnął rękę pchnął lwa w dół. Nie mogła tego nawet nazwać okrutnym okaleczaniem. Bardziej jak pacnięcie niedźwiedzicy, gdy jej młode robią coś głupiego. Wątpiła, żeby Lock włożył w to pacnięcie prawdziwą siłę. Ale Mitch upadł, pomrukując, gdy twardo uderzył w ziemię. Teraz rozwścieczony i ryczący, Mitch wstał
i znów ruszył na Locka. Lock znów przewrócił dużego kota. Nawet gorzej, niedźwiedź wciąż nie był zdenerwowany. Śmiał się. Chociaż nie drwiącym śmiechem, który dobrze znała
z czasów, gdy Mitch i jej wujowie robili to innym. Bardziej jak rozbawione chichoty, jakby znalazł naprawdę świetną zabawkę.
Mitch znów wstał, a Lock znów pchnął go na podłogę, brat Gwen wylądował z „bam!”.
Lock uśmiechnął się szeroko do Gwen. - Jest zabawny – powiedział, wyciągając rękę
i posyłając na ziemię lwa, nawet na niego nie patrząc. – Ciągle próbuje wstać – Bam! – To jest świetne – Bam! – Jak „mały lew, który mógł” – Bam!
Mitch, posiniaczony i być może z permanentnymi uszkodzeniami mózgu, znów spróbował wstać, ale Lock przytrzymał go na podłodze używając tej samej ręki, którą „pacnął” jej brata.
- Muszę iść – powiedział znów do Gwen, niepomny na przekleństwa i obietnice krwawej odpłaty rzucane na niego z podłogi. – Ale chcę, żebyś wiedziała, że świetnie się dziś bawiłem.
Słowa zostały wypowiedziane z taką szczerością, że Gwen kompletnie zapomniała o jej biednym – teraz w specjalnej potrzebie – bracie szarpiącym się na podłodze. Patrzyła w te wielkie, brązowe oczy, które były niemal zbyt duże dla ludzkiej twarzy Locka i zbyt małe dla niedźwiedziej, i powiedziała:
- Też świetnie się bawiłam.
- Więc zobaczymy się później?
- Okej.
Znów ją pocałował, tym razem krótko, ale potem przycisnął swoje czoło do jej, jego brązowe włosy o srebrnym końcach były miękkie i jedwabiste przy jej skórze, łaskocząc jej policzki i podbródek.
- Muszę iść – wyszeptał.
- Już to mówiłeś. Przynajmniej trzy razy.
- Wiem. Znów to mówię – Wziął głęboki oddech i wtedy odsunął się od niej, ale nie zanim otarł się o nią. To był niemal koci ruch i ledwie się powstrzymała przed wspięciem się na jego plecy i skierowaniem jak konia do sypialni.
Dotarł do frontowych drzwi zanim znów na nią spojrzał. Potem jego oczy się rozszerzyły.
- Och! Prawie zapomniałem – Podszedł do niej i wręczył jej kartkę – To moje numery telefonów, adresy email, firmowe linki, fizyczny adres i pocztowy. Wiesz… jeśli byś potrzebowała się ze mną skontaktować.
Skontaktować się z nim? Ale zostawił swój numer ubezpieczeniowy, datę urodzenia i oceny ze szkoły średniej.
- Dzięki.
- Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować daj mi znać. Okej?
Rozpuszcza się. Tak się rozpuszczała.
- Dobrze. Obiecuję.
- Okej – Znów podszedł do drzwi i spojrzał na nią przez ramię. – Pa, Gwen.
- Dobranoc.
- Lock? – Odezwała się, gdy otworzył frontowe drzwi.
Natychmiast się zatrzymał.
- Taa? – Czy musiał brzmieć tak żarliwie, gdy to on podjął decyzję, żeby iść?
Niech go cholera!
- Uch… możesz go tu zostawić? On, tak jakby, jest stąd.
Marszcząc brwi, Lock spojrzał w dół.
- Och, rany!
Och, rany?
- Przepraszam za to – Natychmiast upuścił lwa, którego przeniósł z kanapy do drzwi,
z powrotem do kanapy i znów do drzwi. – Nawyk. Zwykle tłukę ofiarę aż przestanie walczyć i zanoszę je w krzaki żeby.. cóż… sama wiesz – Spojrzał w dół na Micha. – Przepraszam za to… uch…
- Mitch – podpowiedziała.
- Mitch. Prawda. Przepraszam za to, Mitch. I miło było cię poznać.
Lock uniósł spojrzenie ku niej, ale potrząsnął głową i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Wypuszczając oddech, Gwen ukryła twarz w poduszkach kanapy. Nie wiedziała jak długo tam była, przyciskając twarz do materiału, ale nie miała zamiaru się ruszać. To znaczy, dopóki nie będzie mogła wstać bez ciągłego jęczenia.
- Umieram. Pomóż mi – jęknął jej brat.
- Co? – zażądała, zerkając na niego ponad tyłem kanapy. – Nad czy tym razem jęczysz?
- Szpital. Potrzebuję szpitala.
Gwen parsknęła.
- Nawet nie krwawisz.
- W środku. Krwotok wewnętrzny. Powoli umieram.
Wstała i ruszyła do swojej sypialni.
- Jesteś takim królem dramatu! – Krzyknęła przez ramię. – Jak Sissy z tobą wytrzymuje?” Uścisk grzywy

„ - Olivia...
- Uh-oh - Livy westchnęła, wiedząc, że zaraz dostanie Kazanie Toni.
- ... wiem, że przechodzisz przez ciężki okres. To nie tego pragnęłaś w swoim życiu. Ale każdy artysta przechodzi potyczki - Toni położyła dłonie na ramionach Livvy. - Ale każda potyczka, którą przetrwasz, sprawi jedynie, że będziesz lepsza w tym co robisz.
- Tą samą przemowę dałaś Kyle'owi kiedy nie chciał już nosić swoich pieluch.
Toni odwróciła wzrok. - Jesteś pewna?
- Tak. Wyraźnie pamiętam, ponieważ zdarł pieluchę, którą kazałaś mu założyć i rzucił ją w twoją głowę. Ale zanim ją rzucił, wypełnił ją.
- Mały łajdak." Bite me.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Pon 20:54, 23 Mar 2015    Temat postu:

Moje ulubione zabawne, a przynajmniej wg mnie, fragmenty Miss Cogeniality Smile

"- Na pewno mogłabym stworzyć świetlny miecz.
- Nie mogłabyś stworzyć świetlnego miecza.
- Mogłabym. To wszystko nauka.
- Myślałam, że bycie Jedi było mistyczne.
Irene parsknęła. - Mistyczne, dupa. Tu chodzi tylko o naukę."

"- Czy chciałabyś do nas dołączyć, moja droga? (...)
- Dołączyć? - zapytała Irene, zabierając swoją dłoń z Vana.
- W przyjacielskiej grze w Ryzyko. - Wskazał na stolik, przy którym siedzieli dwaj jego wujkowie.
Irene potrząsnęła głową. - Myślę, że nie chce pan tego, proszę pana. - Sposób w jaki to powiedziała zmusił większość rodziny do obrócenia się i popatrzenia na nich.
- Nie chcę? - zapytał Verner, jego uśmieszek nie zniknął.
- Nie chce pan. Może Monopol, albo Życie.
- Boisz się? - dopytywał Volker siedząc przy stoliku i układając się w wygodniejszej pozycji.
- Nie. Ale mam niesamowite szczęście w grach losowych i jestem bezlitosna. Przegracie, panowie. Zniszczę wasze krainy, wezmę wasze kobiety, zgwałcę waszych mężczyzn i zrobię z waszych dzieci moich niewolników. Zdobędę każdy zamek, dom i farmę, które będą w moim zasięgu. Nie będę usatysfakcjonowana, dopóki nie będę posiadać tego wszystkiego i was. Zniszczę was wszystkich, panowie i, szczerze, nie sądzę byście byli w stanie temu podołać.
Van zakrył dłonią usta, aby powstrzymać śmiech i nie śmiał spojrzeć na siostrę. Verner cofnął się o krok, wskazując na stolik. - Teraz muszę nalegać.
- Jak pan sobie życzy. - Irene westchnęła i wstała. Spojrzała na Vana i puściła oko zanim odwróciła się do jego wujka. - Mam nadzieję, że jest pan "beksą", panie Van Holtz. Niczego nie kocham bardziej od lamentu mężczyzn, których unicestwiam."
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.paranormalromance.fora.pl Strona Główna -> Paranormal Romance (Autorki) / Shelly Laurenston Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin